Tom I rozdział III - część druga
Rozdział III
W odmętach
prawdy, część druga
Następnego
dnia, choć pogoda nie należała do najlepszych, przynajmniej nie padało. Co
jakiś czas promienie słońca przebijały się przez chmury, rzucając blade światło
na liście drzew, które właśnie zaczynały zmieniać barwy. Było jeszcze wczesne
popołudnie, lecz słońce świeciło już pod kątem, a jego czerwony blask stopniowo
nabierał głębi. Pora roku powoli się zmieniała.
– Przepraszam
za dzisiaj – powiedział Shion. – Chciałem zaprosić cię na piknik i w ogóle,
ale...
– Daj spokój,
luz – machnął ręką Inukashi. – Rzadko przejmuję się takimi rzeczami. Chociaż
mroczne miejsce jak to tutaj, raczej nie byłoby moim pierwszym wyborem, gdyby
to ode mnie zależało, ale... skoro los tak chciał, to tak najwidoczniej musiało
być.
– Nie
wiedziałem, że wierzysz w przeznaczenie.
– Zawsze się modlę
się, żeby wszystko potoczyło się tak, jak sobie tego życzą bogowie. Ale serio,
to miejsce jest dobijające, co nie? – Inukashi zmrużył oczy, patrząc na
rozciągającą się przed nimi gęstwinę.
Przed nimi
rozpościerał się Las Mao.
– Dobrze, że
oddałem małego Shiona pod opiekę mamie Karan – dodał. – Zdecydowanie nie
spodobałyby mu się te ciemności. Ale czekaj, tu jest przecież ogólny zakaz
wstępu, nie? Czy ty możesz sobie łazić, gdzie chcesz, bez żadnych pozwoleń, bo
jesteś teraz panem przewodniczącym czy kim tam?
– Ten fragment
lasu jest dostępny dla wszystkich – odparł Shion. – Natomiast jego najgłębsza
część należy wyłącznie do Ludzi Lasu, więc nikt nie ma prawa tam wejść, bez
względu na to, kim jest. Choć jeśli z czasem uda nam się nawiązać z nimi jakieś
relacje kulturowe, być może kiedyś się to zmieni.
– Mhm – mruknął
od niechcenia Inukashi, zwiewając.
W
rzeczywistości był to pierwszy raz, kiedy Shion choćby zbliżył się do Lasu Mao,
nie mówiąc już o wejściu do środka.
Gdy No.6
wchłonęło ten obszar, żyła na nim niewielka społeczność zwana Ludźmi Lasu. Od
niepamiętnych czasów las był ich domem – na długo przed tym, jak powierzchnia
ziemi została spustoszona, a świat podzielony na sześć miast. Żyli z jego
darów, chronili go i współistnieli z nim w harmonii.
No.6 ich
unicestwiło.
Wojsko No.6
spaliło doszczętnie ich domy, bezwzględnie mordując przy tym mężczyzn, kobiety,
dzieci i starców. A potem, w ramach upiornej kontynuacji tego zniszczenia, No.6
dokonało masowej eksterminacji, która przeszła do historii jako Masakra Mao.
Shion oddzielił
nowe No.6 od Lasu Mao, przeznaczając go na miejsce zamieszkania dla garstki
ocalałych Ludzi Lasu, którzy do tej pory żyli w podziemiach Zakładu Karnego.
Nezumi był jednym z nich, a więc i jednym z nielicznych, którzy przeżyli
masakrę. Jego wybór nie padł jednak na Las Mao, lecz zdecydował się on udać w
miejsce, o którym Shion nie miał pojęcia.
Shion i
Inukashi podążali wąską ścieżką, otoczeni drzewami. Im dłużej szli, tym więcej
drzew rosło wokół i tym potężniejsze były ich pnie. Obecność ławek tu i ówdzie wskazywała,
że na tym odcinku obywatele No.6 wciąż mogli poruszać się swobodnie, jednak od
tego miejsca nie prowadziła już żadna droga. Nikt poza Ludźmi Lasu nie mógł
zapuścić się w głąb kniei. Intruzom skutecznie odcinały drogę drzewa i gęste
zarośla. Ministerstwo Budownictwa wzniosło nawet ogrodzenie, aby zapobiec
wtargnięciom, jednak i bez niego naturalna bariera była praktycznie nieprzepuszczalna
dla zwykłych ludzi.
Czarny pies
uniósł wysoko głowę, poruszając energicznie nosem.
– Kiedy tak
się zachowuje, to znaczy, że bada teren – wyjaśnił Inukashi. – Ty też się na
chwilę zatrzymaj.
– Tak jest,
trenerze.
Uniósł kciuk
i wskazał na coś brodą. Pies zaczął obwąchiwać zarośla i korzenie drzew.
– Ten gest oznacza
„szukaj”. Zapamiętaj go sobie, dobra? Nie zamierzam tego ciągnąć w
nieskończoność, więc w trzy dni wbiję ci do głowy podstawy obchodzenia się z
psem.
– Nie mogę
się doczekać, trenerze.
– Nie no, serio
Shion… dopiero co wczoraj ktoś cię napadł, a ty już szlajasz się w takim
miejscu? Ze mną i psem może i nic ci nie grozi, ale nie zaszkodziłoby, gdybyś
czasem był trochę bardziej ostrożny.
– To właśnie
dlatego, że jestem tu z tobą i psem, mogę się jakkolwiek odprężyć – odparł
Shion. – Dziś rano zgłosiłem Ministerstwu Bezpieczeństwa, że zostałem
zaatakowany w drodze do domu, więc najprawdopodobniej wzmocnią patrole w całym
mieście. Może to trochę radykalne, ale sądzę, że dzięki temu przestępcy
przestaną się tak panoszyć.
– „Przestępcy”?
Liczba mnoga? Myślisz, że było ich więcej? – Zapytał Inukashi. – Jeśli chodzi
ci o ten samochód, to wystarczy wbudowany autopilot, żeby ruszyć autem bez
kierowcy.
– Hm, tak się
tylko zastanawiam. Wiedział dokładnie, o której godzinie będę przejeżdżać tamtym
zaułkiem, rozwiesił linkę, zaatakował mnie, a nawet miał przygotowany samochód
do ucieczki. Uważam, że musiały być w to zamieszane co najmniej dwie osoby,
jeśli nie więcej.
– Okej, czyli
chcesz mi powiedzieć, że gdzieś w mieście grasuje cała banda nożowników?
– Nazywanie
ich „bandą” nożowników to może trochę przesada… O, tu będzie dobrze – Shion
przykucnął u stóp drzewa. W mieście uchodziłoby za całkiem duże, ale tu, w
lesie, było raczej niewielkich rozmiarów. Jego pień miał biały kolor, a liście
w kształcie rombów dopiero co zaczynały nabierać jesiennych barw, gotowe by
niebawem przybrać głęboki odcień czerwieni. To drzewo doskonale nadawało się na
nagrobek.
– No i
widzisz? Mówiłem ci, że nie potrzebuję żadnej łopaty – Inukashi zagwizdał, na
co czarny pies zaczął kopać pomiędzy korzeniami. Po kilku minutach ich oczom
ukazał się całkiem głęboki dół.
–
Niesamowite, jak pies może zastąpić łopatę – zauważył Shion.
– W
porównaniu do pewnego lekkomyślnego człowieka, pozbawionego jakiegokolwiek
instynktu samozachowawczego, jest o niebo bardziej przydatny.
– Ma się
rozumieć, trenerze.
Na dnie
wykopanego dołu Shion ostrożnie ułożył zawinięte w białą chusteczkę ciało
Tsukiyo. Następnie zaczął zasypywać grób ziemią, a Inukashi pomógł mu w tej
czynności.
Nie wiedział,
gdzie Tsukiyo się urodził, ale słyszał, że był potomkiem dzikich myszy, które
niegdyś żyły u boku Ludzi Lasu. Wobec tego Las Mao zdawał się być najodpowiedniejszym
miejscem na pochówek.
Żegnaj,
Tsukiyo. Czas, abyś powrócił do swojej rodzimej ziemi.
– No proszę, a
więc dostanie i grób, i modlitwę za jego duszę? – Rzucił Inukashi. – Luksus jak
cholera. Aż się nie chce wierzyć.
– Racja –
przyznał Shion. – Zwłaszcza że wciąż są ludzie, którzy widnieją po prostu jako zaginieni.
I nie jest to wcale mała liczba. Nie udało nam się odnaleźć nawet ich
szczątków, nie wspominając już o zapewnieniu godnego miejsca spoczynku.
– No cóż, w
tym całym chaosie takie rzeczy były nieuniknione – powiedział Inukashi. – A właśnie,
jest taka mała dziewczynka, która mieszka w pobliżu twojego domu… Riri, dobrze
pamiętam?
– Tak, Riri. Jest
wielką fanką muffinek mojej mamy, a dziś pomaga jej się opiekować małym
Shionem. Wygląda na to, że on też zdążył się do niej przywiązać.
– Ta, on się wyjątkowo
mocno przywiązuje do dziewczyn. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak to będzie
wyglądało w przyszłości! Riri to dobre dziecko, a jej ojciec chyba też figuruje
na liście zaginionych, nie?
– Getsuyaku-san?
Tak, zgadza się. Chociaż w jego przypadku w bazie danych nie ma praktycznie żadnych
informacji i… Inukashi? Wszystko gra? Dlaczego robisz taką minę?
Inukashi zaciskał
szczękę z napiętym wyrazem twarzy.
– Inukashi? –
Zapytał ponownie Shion.
– Tata Riri…
nazywał się Getsuyaku?
– Tak.
Informacje na jego temat w bazie danych miasta były tak szczątkowe, że nie
zdołaliśmy nawet ustalić, gdzie pracował, ani czym się zajmował. Wygląda na to,
że rodzinie również nic nie mówił. Być może pracował przy czymś ściśle tajnym,
pod bezpośrednim nadzorem miasta… w Ministerstwie Bezpieczeństwa, armii, Ministerstwie
Ochrony Informacji albo nawet w Zakładzie Karnym.
– W Zakładzie
Karnym… – czarne oczy Inukashi zadrżały, a jego gardło poruszyło się, jakby
przełykał ślinę.
– Ej, serio,
co się dzieje? Znałeś Getsuyaku-san?
– Shion, ja…
hmm…
W tej samej
chwili czarny pies znieruchomiał, wydając z siebie niski, groźny pomruk.
Inukashi
zerwał się na równe nogi.
– Shion, ktoś
tu jest. To nie wygląda dobrze.
Shion również
wstał.
– Nie, w
porządku. To nie wróg. Uspokój się i zachowaj ciszę – uniósł dłoń i delikatnie pomachał nią w górę
i w dół. Pies natychmiast przestał warczeć i z powrotem usiadł. W tej samej
chwili z krzaków wyskoczył mały czarny cień i zapiszczał donośnie przed
Shionem.
Pi-pi! pi-pi!
– Tsukiyo…?
Dopiero co go
pochował, ale ta mysz wyglądała identycznie – jakby Tsukiyo powstał z martwych.
Pi-pi! pi-pi!
Shion
przykucnął i wyciągnął dłoń. Mysz bez wahania na nią wskoczyła, przebiegła po
ramieniu i wdrapała się na jego bark, by zapiszczeć mu prosto do ucha.
Piii-pi!
Coś poruszyło
się w zaroślach. Inukashi odskoczył. Pies u boku Shiona nie drgnął nawet o
centymetr.
– Sasori –
powiedział Shion.
Spośród liści
wyłonił się potężny mężczyzna – tak wysoki, że trzeba było zadrzeć głowę, by
spojrzeć mu w twarz. Jego włosy sięgające pasa, podobnie jak skóra, oczy i cera,
miały kolor szarej mgły o zmierzchu. Inukashi cofnął się jeszcze o kilka
kroków, przybierając przy tym pozycję, jakby w każdej chwili był gotów rzucić
się do ucieczki.
– Inukashi,
nie musisz być taki spięty – ponownie uspokoił go Shion. – To Sasori, przywódca
Ludzi Lasu. Nie zrobi nam krzywdy.
– Jesteś tego
pewien? – Inukashi oblizał wargi. – Jakoś nie mam ochoty na spoufalanie się ze
złowrogim olbrzymem jak ten tutaj. Sasori, tak? Czyli skorpion[1]? One
nie są przypadkiem trujące? Ten gość może być jeszcze gorszy niż Nezumi.
– Shion – Sasori,
stając przed Shionem, skinął brodą w stronę Inukashiego. – Masz dość rozmownego
towarzysza.
– Cóż… może
rzeczywiście mówi więcej niż przeciętna osoba. To Inukashi. Mój bliski
przyjaciel.
– Twój bliski
przyjaciel? Inukashi… w sensie, że wypożyczasz psy? Co za dziwne imię.
– Tsk, przepraszam,
że jest takie dziwne – warknął Inukashi. – To i tak sto razy lepsze niż nazywać
się jak jakiś jadowity robal.
– Inukashi,
skorpiony to nie są robaki – poprawił go Shion. – To stawonogi.
– Zamknij
się, głupku. Nie zaczynaj mi tu znowu swoich wykładów, nie teraz.
Sasori przenosił
wzrok pomiędzy Shionem na Inukashi.
– A więc nie tylko Nezumi ci pomagał, Shion. Chociaż
sądząc po Nezumim i tym tu Inukashi, dochodzę do wniosku, że raczej nie masz
szczęścia do towarzystwa. Naprawdę nie znasz nikogo bardziej… porządnego?
– Co ty
powiedziałeś? – Inukashi zmrużył oczy. – W ogóle nie przebierasz w słowach, co?
Nie wrzucaj mnie do jednego worka z Nezumim. Jestem sto razy bardziej uczciwy i
godny szacunku niż ten oszukańczy drań.
– Zgodzę się,
że Nezumi nie jest godny szacunku – odparł Sasori. – Ale co do ciebie, werdykt
jeszcze nie zapadł.
– Tsk, ty
gnoju…! Naprawdę chcesz dostać – warknął Inukashi.
Sasori
zignorował obnażone zęby Inukashi i ponownie zwrócił się do Shiona.
– Shion,
jesteśmy ci głęboko wdzięczni. Oddałeś nam las.
– Od samego
początku należał do Ludzi Lasu. Nie oddałem wam go – po prostu go zwróciłem.
– W dalszym
ciągu, gdyby nie ty, wątpię, żebyśmy odzyskali go w tak szybki i bezproblemowy
sposób. Jako przywódca Ludzi Lasu składam ci moje najszczersze podziękowania,
przewodniczący Komitetu Restrukturyzacyjnego – powiedział Sasori. – Od dawna
chciałem ci to powiedzieć. Cieszę się, że spotkaliśmy się właśnie dziś.
– Ja również
chciałem się z tobą wreszcie spotkać – powiedział Shion. – Wtedy nie mieliśmy za
bardzo okazji do rozmowy.
– „Okazji do
rozmowy”, powiadasz? Biorąc pod uwagę, że o mało co nie wysłałeś mnie na tamten
świat, muszę przyznać, że nie byłem wtedy w nastroju na pogawędki.
– Na tamten
świat? Że Shion? – Inukashi momentalnie pochylił się od przodu, aby do nich
dołączyć. Wyglądało na to, że uznał sytuację za bezpieczną.
– Tak. W
mgnieniu oka znalazł się za mną i zaczął mnie dusić – odparł Sasori,
przykładając swój wielki palec do szyi. – Gdyby Nezumi go nie powstrzymał, z
pewnością już bym nie żył.
– Hę? Shion
cię dusił? Nezumi go powstrzymał? Co do diabła?!
Shion odwrócił
się w stronę Inukashi i zaczął gorączkowo kręcić głową.
– Ach, nie, to
znaczy… doszło do nieporozumienia i tak jakoś wyszło…
– Nie jestem
pewien, jakbym się czuł, gdyby przez to, że doszło do nieporozumienia, tak by jakoś
wyszło, że jestem martwy – zaśmiał się Sasori. Shion po raz drugi zobaczył, jak
się uśmiecha i ten uśmiech był cieplejszy od poprzedniego. – Bez względu na to,
co by się nie wydarzyło, i tak jestem ci wdzięczny. Dałeś podwaliny pod nasze
życie w lesie, i moim jedynym życzeniem jest, abyśmy mogli je dalej prowadzić,
na naszych własnych zasadach.
– Oczywiście,
rozumiem – powiedział Shion. – Las Mao i No.6 mogą współistnieć, ale nigdy nie
staną się jednością – zostaną uznane za dwa całkowicie odrębne byty.
Przyspieszę sporządzenie dokumentacji dotyczącej wzajemnego porozumienia i
dopilnuję, żebyśmy już nigdy nie naruszyli waszych praw ani nie wkroczyli na
wasz teren.
Musimy zrobić
wszystko, co w naszej mocy, aby Masakra Mao nigdy się nie powtórzyła, pomyślał. Musimy zerwać z
nienawiścią.
– Właśnie,
Sasori, a ta mysz…? – Zapytał.
– Jest twoja
– odparł Sasori. – Opiekuj się nią równie dobrze, co jej poprzedniczką.
– Naprawdę?
Jesteś tego pewien?
– To bez znaczenia,
co ja myślę. Powierzono mi ją jedynie na przechowanie – powiedział Sasori. – Miałem
ci ją przekazać, gdybyś kiedykolwiek tu przyszedł.
– Słucham…? Kto
ci ją powierzył?
Sasori zamrugał.
Jego spojrzenie zdawało się mówić: Dlaczego pytasz o coś tak oczywistego? Shion
dostrzegł w nim nawet cień niedowierzania.
– Nezumi. Był
pewien, że przyjdziesz do lasu, by pochować swoją mysz, kiedy umrze. Poprosił
mnie, bym wtedy przekazał ci nową.
– Nezumi cię
o to poprosił…
– Dokładnie
tak – potwierdził Sasori. – Wiedziałem, że to ty, gdy tylko wszedłeś do lasu,
choć szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że zjawisz się aż tak szybko. Tak
czy inaczej, spełniłem swoją powinność, Shion, więc pozwól, że się teraz
oddalę. Odwiedź nas jeszcze – zawsze będziesz tu szczególnie mile widziany.
Światło poza lasem jest zbyt jasne dla naszych oczu, więc tylko dotąd możemy
dotrzeć. Jestem również pewien, że i ty nie zdołasz zapuścić się głębiej. Mimo
to, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Jakby omijając
strumienie światła przenikające korony drzew, Sasori wycofał się w gąszcz i
zniknął.
– Sasori,
zaczekaj! – Krzyknął Shion. – Kiedy Nezumi cię o to poprosił? Co miałeś na
myśli, mówiąc „aż tak szybko”?
– Shion,
chodź już – Inukashi pociągnął go za ramię, powodując, że rana z poprzedniego
dnia zaczęła boleśnie pulsować. – Kiedy zajdzie słońce, dopiero zapanują tu
ciemności, a tego nie chcemy. Serio, chodź. Zwijamy się stąd, szybko! No już,
przestań się ociągać.
Inukashi
szarpnął go mocniej. Shion w końcu się poddał.
– Dobrze, już
dobrze. Idę.
Inukashi
prychnął.
– Szczerze
mówiąc, na moje zarówno to miejsce, jak i on nie zwiastują niczego dobrego. Z takim
gościem jako przywódcą, aż się cieszę że nie urodziłem się jako jeden z
Ludzi Lasu – jego wzrok zawiesił się na
moment na profilu Shiona. – Kurczę, padam z głodu. Szkoda, że nie wzięliśmy ze
sobą kanapek… ale mniejsza o to. Mama Karan na pewno coś przygotuje, nie? Już
nie mogę się doczekać. Jak coś zostanie, to myślisz, że mogę wziąć na wynos?
Właściwie to i tak wezmę, nawet jeśli powiesz nie. Hej, Shion, co to za mina?
Nie wiem, co cię dręczy, ale uśmiechnij się, hm? Może rozjaśnisz trochę te
ciemności i…
– Inukashi.
Gadatliwy jesteś dzisiaj – przerwał mu Shion.
Inukashi natychmiast
zamilkł, zaciskając usta w wąską linię.
Człowiek
ma skłonność do gadulstwa, gdy prawda kryje się na końcu języka.
– Coś
ukrywasz – Shion przyjrzał się uważnie jego spiętej twarzy. – Co ukrywasz,
Inukashi? Powiedz mi.
– Zamknij
się! – wrzasnął Inukashi, zaciskając dłonie w pięści. – Zamknij się, zam-knij
się! Chcesz wiedzieć, co ukrywam? Ukrywam tyle rzeczy, ile jest gwiazd na
niebie! I niby czemu mam ci je teraz wyłożyć, jedna po drugiej? Uważasz się za
lepszego, co? Ale… dobra. Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to ci powiem. Wiem,
kim jest Getsuyaku, bo zginął na moich oczach. Dostał w pierś, czy w głowę…
Nie, w pierś – trafili go prosto w pierś. Zabili go tak po prostu.
– Co…?
– Pracował
przy wywozie śmieci w Zakładzie Karnym. Użyłem go, żeby przeprowadzić pewien
numer, który miał wam pomóc uciec. Nezumi dał mi dokładne instrukcje i wszystko
szło zgodnie z planem. Ale na samym końcu popełniłem jeden błąd. Zapomniałem
ostrzec Getsuyaku, żeby się ewakuował. W ogóle o tym nie pomyślałem. I tak… nie
zdążył uciec, więc go zastrzelili.
– … A więc
tak to wygląda – powiedział cicho Shion. – Mieliśmy w tym swój spory udział, co?
– Nie zrozum
mnie źle – Inukashi uniósł podbródek. – Nie mam żadnych wyrzutów sumienia ani niczego
nie żałuję, jasne? Ani trochę. Kiedy człowiek raz zacznie rozpamiętywać takie
rzeczy, to już po nim. Poza tym, kto wie, czy Getsuyaku by przeżył, nawet
gdybym mu przekazał rozkaz od Nezumiego, żeby brał nogi za pas? Mam się katować
za każdym razem, gdy ktoś zginie? W życiu! Nie mam na to czasu.
Shion to rozumiał.
Rozumiał, że Inukashi zrobił to, aby ich uratować i że gdyby miał sercu pozwalać
roztrząsać pojedynczo każdą z niezliczonych ofiar, to prędzej czy później to
serce pękłoby z bólu. Dlatego właśnie Shion postanowił to wszystko zapamiętać.
Przeszłość, historię, dowody na to, że każda z tych dusz naprawdę istniała – wszystko
to zachowywał głęboko w swojej pamięci. Bez zniekształceń, bez upiększeń, bez żadnego
fałszerstwa. W ten sposób zapamiętał Getsuyaku; wizerunek zrujnowanego No.6; wszystkich
tych, którzy zginęli tragicznie w podziemiach; to, co on i cała reszta zrobili,
a czego nie zrobili. Tak jak Safu i inni powierzyli mu tę odpowiedzialność, tak
on przekaże ją następnym pokoleniom.
Na razie nie
miał innego sposobu, aby to uczynić.
– Ale wiesz… Ja… zawsze myślałem o sobie jak o ofierze –
powiedział Inukashi. – Jak o kimś, kto całe życie był poniewierany przez demona
zwanego No.6. I to chyba nie było błędne, prawda?
– Nie było.
– Ale… z
czasem zacząłem się zastanawiać, czy ja sam jestem całkowicie bez winy. Jeśli
chodzi o Getsuyaku… może i ja mam krew na rękach. To nic wielkiego. Nie
zadręczam się ani nie mam koszmarów z tego powodu, jem jak zwykle… Po prostu…
trochę mi z tym źle. Przez tę małą dziewczynkę. Przez Riri.
Trochę mi
z tym źle.
Te niespokojne
emocje sprawiały więcej bólu, niż można by się tego spodziewać.
Shion otworzył
dłoń. Wciąż czuł w niej ciężar broni w chwili, gdy pociągnął za spust.
Tą ręką odebrałem
komuś życie.
Nie był to zaledwie
przejaw rozchwiania emocjonalnego, lecz wspomnienie aż nazbyt żywe, przenoszące
go wprost do tamtego momentu. Weź to na siebie... Weź to na siebie i żyj dalej, powiedział Nezumi.
Tak też Shion
żył dalej, niosąc ten ciężar ze sobą.
– Gdyby nie
ty i Rikiga-san, nie zdołalibyśmy uciec z Zakładu Karnego – powiedział Shion. –
Uwięzieni w środku, zginęlibyśmy pod gruzami walącego się budynku lub
spłonęlibyśmy żywcem w pożarze.
– … No i co z
tego? Chcesz mnie pocieszyć, hm? Ha, nie jestem aż tak głupi i naiwny – odparł
Inukashi. – Uratowanie was a zapomnienie o ostrzeżeniu dla Getsuyaku to dwie
zupełnie różne sprawy. Jedno nie przekreśla drugiego. Chociaż oczywiście nie
znaczy to, że dręczy mnie poczucie winy czy coś. Takie kłopotliwe pierdoły po
prostu z siebie strzepuję.
– Mówię
prawdę – powiedział Shion. – Inukashi, ja tylko mówię prawdę.
Inukashi
odwrócił wzrok.
– To, co
mówisz, jest zbyt skomplikowane. W ogóle tego nie ogarniam. Ale kogo to
obchodzi. Zarówno dwa lata temu, jak i teraz, oboje wciąż działacie mi na nerwy.
Może wy dwaj naprawdę powinniście wtedy zostać przerobieni na naleśniki albo
usmażeni w ogniu. Moje życie byłoby dziś dużo łatwiejsze.
– Hej,
Inukashi…
Inukashi
przeczesał palcami swoje długie włosy.
– Mam dość.
Wracam po małego Shiona, biorę kanapki od mamy Karan i idę do domu. Na pewno będą
smakować o niebo lepiej, kiedy zjem je sam, niż mając przed sobą twoją
skomplikowaną gębę. Jutro znów wpadnę na tresurę psów, więc możesz być mi
wdzięczny. Na razie, Shion.
Nie czekając
na odpowiedź, Inukashi przyśpieszył kroku. Był naprawdę szybki i mgnieniu oka
zniknął mu z pola widzenia.
Shion
zacisnął dłoń w pięść i położył ją na piersi. Uspokoiwszy oddech, zrobił krok
naprzód.
***
Wziął z półki
książkę. Był to dramat napisany dekady temu – historia kobiety, której młodość
przemija, oraz mężczyzny, który swoją utracił już dawno temu, rzucających się w
wir miłości podobnej do szaleństwa.
Kochać, to
znaczy szaleć. Żadna rozsądna miłość nie jest miłością wcale, a zaledwie jej
tanią imitacją. Przerażające, czyż nie? Ale nie możemy teraz zawrócić. Nie, nie
chcę zawracać.
Otwartą
stronę wypełniał dialog mężczyzny i kobiety.
***
Nezumi
zamknął książkę i odłożył ją na miejsce. Przejechał palcem po blacie stojącego obok
stołu.
Był czysty.
Nie tylko
stół – na regałach, czy nawet schodach, nie było ani odrobiny kurzu.
Usiadł w
fotelu i zapalił lampkę. Dwie brązowe myszki zaczęły wesoło baraszkować, raz po
raz wydając z siebie radosne piski.
– Co jest? Aż
tak się cieszycie?
Myszy, którym
Shion nadał imiona Hamlet i Cravat… te dwie były ich dziećmi. Ich rodzice przebywali
w Lesie Mao pod opieką Ludzi Lasu. Byli już w podeszłym wieku i wkrótce mieli
odejść z tego świata. Nezumi stwierdził, że skoro ich czas nadchodzi, to najlepiej
będzie, jeśli dożyją końca swoich dni w Lesie Mao pod czujnym okiem Ludzi Lasu.
Była to
kraina traw, drzew i wiatru. Prawdę powiedziawszy, gdy po raz pierwszy postawił
w nim stopę, był szczerze zaskoczony. Spodziewał się widoku znacznie bardziej
zdewastowanego, sztucznie zarządzanego lasu, przypominającego Park Leśny,
przesiąkniętego smrodem No.6 – na to się przygotował.
A jednak się
mylił. Nie było tam ani śladu zapachu No.6 czy jakichkolwiek brukowanych
ścieżek dla wygody odwiedzających. Drzewa rosły dziko i swobodnie, a wiatr
świszczał, przedzierając się przez ich korony. To był ten sam Las Mao, który
Nezumi pamiętał, a na dodatek teraz wyraźnie rozrastał się na północ, inaczej
niż przed jego zniszczeniem. Dawne No.6 zachowało niewielki fragment lasu z
uwagi na jego powiązanie z Elyurias. Oficjalnie teren ten przeznaczono na cele
badawcze, ale nawet wówczas nie był on już potrzebny obecnemu No.6. Miasto z
powodzeniem mogło zamienić go w sztuczny, „naturalny” las dla mieszkańców.
Zamiast tego,
las trwał dumnie, całkowicie nieokiełznany, jakby odrzucając ludzką obecność.
– To wszystko
dzięki Shionowi. Wykorzystał wszelkie możliwe środki, aby ożywić to miejsce –
powiedział Sasori, po czym skinął głową w podzięce komuś, kto nie był obecny.
Kto jak kto,
ale żeby Sasori wyraził swoją głęboką wdzięczność...
Imponujące,
Shion, pomyślał
Nezumi. Przekroczyłeś moje najśmielsze oczekiwania. Że też udało ci się dokonać
aż tyle...
Do uszu
Nezumiego dobiegł odgłos cichych i ostrożnych kroków na klatce schodowej. Drzwi
otworzyły się powoli, a płomień lampy lekko zadrżał w odpowiedzi.
– Inukashi?
Przyniosłeś mi kolację, mam rację?
Inukashi
zamknął za sobą drzwi i postawił wiklinowy kosz na stole.
– Tak. Czas
na kolację.
Po zdjęciu chusty
zapach i kolor potraw natychmiast wypełniły całe pomieszczenia.
– Kanapki
mamy Karan, smażona ryba, a do tego owoce i warzywa.
– Kolejna
wystawna uczta. Pierwszorzędna obsługa pokojowa, muszę przyznać.
– Obsługa?
Spadaj. Liczę sobie za to dwie srebrne monety.
– Dziwne, nie
sądzisz? – Powiedział Nezumi. – Karan dała ci to za darmo, a teraz żądasz za to
całych dwóch srebrnych monet? No proszę, nie masz litości.
– Zamknij
się. Nie będę słuchał kazania od litości od kogoś, kto włamuje się do cudzych
domów i dusi ludzi od tyłu.
– Dla
jasności: nie dusiłem cię – powiedział Nezumi. – Tylko zakryłem ci usta. Nie
mogłem pozwolić, żebyś narobił hałasu. Nawet twoje psy były na tyle miłe, że mnie
rozpoznały i zachowały ciszę i spokój.
– Nie chcę
słyszeć z twoich ust nic na temat moich psów. To okropne – Inukashi delikatnie
położył rękę na piersi.
– Co się
stało, Inukashi? Wygląda na to, że nie tylko czujesz się okropnie, ale i humor
masz paskudny.
– Humor? A mógłbym
mieć inny, skoro muszę cię oglądać? To najgorsze możliwe uczucie, zwłaszcza że
przez te dwa lata żyłem w spokoju, bez ciebie kręcącego się w pobliżu. Serio,
gorzej już być nie mogło.
Inukashi
usiadł w fotelu i westchnął ciężko, garbiąc się niczym zmęczona staruszka.
– Nie no,
kłamię – dodał lekko ochrypłym głosem. – Nie mówię do końca prawdy, Nezumi. Nie
cieszę się, że wróciłeś – to byłoby szaleństwo – ale też nie jest mi z tego
powodu całkiem źle. Jakaś część mnie chciałaby cię porządnie klepnąć w ramię i
powiedzieć, że dobrze jest cię widzieć w dobrej formie.
– A jednak
masz zły humor, powiadasz – Nezumi sięgnął po winogrona z kosza. Zjadł zaledwie
jedno, a spora ilość soku napełniła jego usta. Był cierpki i słodki zarazem.
– Wiesz, nie
lubię okłamywać Shiona – głos Inukashi był dziwnie przygaszony.
Nezumi
spojrzał znacząco na jego miedziany profil.
– Ale mu go przecież
go nie okłamujemy, prawda?
– To bez
różnicy. Ukrywam, że tu jesteś. Nie powiedziałem ani słowa, mimo że wiem... A
to nic innego jak oszustwo — nie, zdrada Shiona. A ja nie chcę go zdradzać.
Nezumi wrzucił
do ust kolejne winogrono.
– Co się z
tobą, Inukashi? W zaledwie dwa lata nauczyłeś się używać tak obrzydliwie
szlachetnych frazesów. Nigdy bym nie pomyślał, że usłyszę coś takiego z twoich
ust.
– Ta, możesz
sobie gadać, co chcesz! – Odburknął Inukashi. – Po prostu… zrozumiałem, że
Shion nigdy, przenigdy mnie nie okłamał ani nie zdradził. I pomyślałem sobie…
że ja też tak chcę wobec niego.
Odświeżająca
słodycz winogron zaczęła powoli znikać, a na czubku języka Nezumiego pozostał tylko
cierpki posmak.
No i masz, pomyślał. Czuł, że gorycz w każdej
chwili może go przytłoczyć.
Inukashi i
Sasori utożsamiali dobro i cnotę z Shionem. Byli do niego przywiązani, zupełnie
jakby ich do siebie zwabił. Oddali mu serca, bez cienia wahania.
On nie
jest taki prosty, jak ci się wydaje, Inukashi.
Czasami coś się
w nim nagle przełączało – pod łagodną powierzchownością Shiona czaiła się ukryta
anomalia.
Widziałem
to raz po razie i mnie to przeraża, pomyślał
Nezumi. Boję się…
Inukashi
zerwał się na równie nogi.
– Więc? Co
zamierzasz teraz zrobić? Został zaatakowany, a ty o tym wiedziałeś!
– Nie
wiedziałem. Po prostu przypuszczałem, że jest taka możliwość.
– „Przypuszczałeś”?
„Możliwość”? Nie piernicz! Nie udawaj obojętnego, kretynie! Jego życie było w niebezpieczeństwie!
Prawie zginął, a ty nawet… – Inukashi wziął głęboki oddech i pokręcił głową. –
… I to ci wystarcza? Dobrze ci z tym, że się nie widzicie? Naprawdę ci z tym
dobrze?
– Hm, sam nie
wiem…
Czy dam
radę się z nim nie spotkać? pomyślał.
Czy wytrzymam, nie będąc w stanie go zobaczyć? Poradzę sobie z tym wszystkim? Czy
zdołam to znieść?
Sam się
teraz zastanawiam…
Chłodny wiatr
musnął jego policzki – drzwi się otworzyły.
– … Shion –
wychrypiał Inukashi.
Shion wszedł
do pokoju z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Czarny pies podążył za nim, po czym zerkając
przelotnie na Inukashi, położył się przy drzwiach.
Nie wychwyciłem
niczego, pomyślał
Nezumi. Ani jego kroków, ani obecności, ani nawet otwieranych drzwi.
Niczego.
Przygryzł
wargę. Pozostał na niej ledwie wyczuwalny smak winogron.
Inukashi
rozejrzał się nerwowo swoimi czarnymi oczami. Wciąż zachrypniętym głosem
zapytał:
– Jak…
dlaczego tu jesteś?
– Przez to,
co powiedziałeś – odpowiedział Shion. – Że oboje wciąż działamy ci na nerwy. Stwierdziłem,
że oprócz mnie musi być jeszcze ktoś, kto wywołuje u ciebie takie emocje.
Nezumi
odłożył kiść winogron z powrotem do koszyka i zachichotał.
– Inukashi,
mamy tu uzdolnionego detektywa, a ty się nieźle wkopałeś na jego oczach. Czeka
cię sporo autorefleksji – zrobił krok do przodu i wyciągnął prawą rękę. – Dawno
się nie widzieliśmy, Shion. Co u ciebie?
– Powoli, ale
do przodu, dzięki. Dobrze widzieć, że u ciebie wszystko w porządku.
Shion ujął delikatnie
jego dłoń. Nie puszczając jej ani nie odwracając wzroku, zawołał:
– Inukashi.
– Hm? To znaczy,
tak? To znaczy… cz-czego chcesz?
–
Przepraszam, ale mógłbyś nas zostawić samych? Jest coś, o czym chcę porozmawiać
z Nezumim.
– Ekhm,
jasne. Oczywiście, że mogę – powiedział Inukashi. – Nie masz za co przepraszać.
Nie zostałbym tu nawet, gdybyście mnie o to poprosili. Także ten… będę się
zbierał. Nezumi, wisisz mi za kolację. W każdym razie do zobaczenia.
Szepnął coś jeszcze
do czarnego psa, po czym niemal potykając się o własne nogi, wybiegł z pokoju.
Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.
– Zamierzasz
w końcu puścić moją rękę, Shion? – Zapytał Nezumi. – Kiedy ściskasz komuś dłoń,
nie powinieneś trzymać jej wiecznie.
– Pamiętam
kroki – powiedział Shion.
– Co?
– Kroki tańca,
którego mnie nauczyłeś w tym właśnie pokoju. Pamiętam je wszystkie, co do
jednego.
– Chcesz,
żebym cię sprawdził?
– Nie. Po
prostu chcę z tobą zatańczyć.
Nezumi
zawahał się na ułamek sekundy.
Taniec? Tu
i teraz?
Ten moment
jednak przeminął i Nezumi objął Shiona w talii. Zaczął nucić melodię. Z
kieszeni koszuli Shiona wyskoczyła czarna myszka i zwinęła się na fotelu razem
z pozostałymi.
***
W połowie
schodów Inukashi zatrzymał się i obejrzał na drzwi, z których przed chwilą
wybiegł.
Czy to rozsądne?
Czy na pewno powinienem ich zostawiać samych?
Dawno się
nie widzieliśmy i dobrze
widzieć, że u ciebie wszystko w porządku? Co to miało być? Zabrzmiało to tak
złowieszczo, tak przeraźliwie złowieszczo, że Inukashi zebrało się na mdłości. Kazał
psu dać znać, jeśli coś się wydarzy – ale co właściwie miało znaczyć to „coś”?
Czym ja
się w ogóle przejmuję?
– A co ja tam
wiem… – szepnął.
Co on tam
wiedział? To nie była jego sprawa, czy tamci dwaj się przywitają, pozabijają,
pocałują, czy po prostu pójdą razem spać. Inukashi nie miał z tym nic wspólnego.
Czas
wracać do domu. Mały Shion na mnie czeka.
***
– Oszust –
wydyszał Shion. – Zmieniać kroki w połowie tańca to oszustwo.
– No wiesz,
jestem oburzony. Może i opanowałeś stare kroki do perfekcji, ale ja wyświadczam
ci przysługę, ucząc cię nowych. Poddajesz się? Czy tańczymy dalej?
– Chcę
tańczyć dalej, ale… mój oddech odmawia współpracy.
– Przecież ci
mówiłem – taniec to trening całego ciała. Tak to już jest – musisz być w
formie.
Ramiona
Shiona oplotły ciało Nezumiego.
– Nezumi…
Rozgrzane
ciało Shiona przylgnęło do niego. Nezumi czuł jego ciepło i przyspieszone bicie
serca.
– Tęskniłem
za tobą. Czekałem na ciebie cały ten czas.
– … Shion.
– Cały ten
czas. Czekałem na ciebie i tylko ciebie.
Dlaczego,
Shion? pomyślał
Nezumi. Dlaczego tak otwarcie mówisz o swoich uczuciach? Jak ty to w ogóle
robisz?
– Złożyłem ci
obietnicę. Jak mógłbym jej nie dotrzymać?
– I to
dlatego wróciłeś? – Shion powoli odsunął ramiona, a wraz z nimi zniknęło całe
ciepło. Jego spojrzenie było chłodne i pozbawione emocji. – Nezumi… Dlaczego
wróciłeś? Jaki jest prawdziwy powód twojego powrotu do No.6?
Nezumi nie
był Inukashi, ale i on miał ochotę ciężko westchnąć.
– Więc to
właśnie chcesz wiedzieć, tak?
– Tak –
potwierdził Shion. – Nie potrafię sobie wyobrazić, żebyś zrobił coś bez powodu.
Taki już jesteś – wszystko, co robisz, zawsze, ale to zawsze ma cel. Z tego, co
wiem, jeszcze się nie zdarzyło, abyś w jakiejś sytuacji działał na oślep.
– Co, nie
potrafisz przyjąć, że wróciłem dla ciebie? – Nezumi złapał go za ramię i
przyciągnął do siebie. Shion specjalnie wytworzył między nimi dystans, ale
Nezumi skrócił go siłą.
– Nezumi.
– Zachowuj
się – odbierając Shionowi wolność ciasnym uściskiem, Nezumi wyszeptał mu do ucha:
– Słuchaj,
Shion. To się znów zaczyna.
Ciało Shiona
w jego ramionach nagle zesztywniało, jakby coś do niego dotarło.
– Zniszczenie
znów budzi się do życia. Już niebawem.
Dlatego
właśnie wróciłem.
Lampa płonęła nieruchomym światłem. Shion zadrżał lekko.
[1] Jap. サソリ oznacza dosłownie „skorpion”. W tekście oryginalnym używany jest właśnie zapis fonetyczny bez kanji, ponieważ imię to ma charakter pseudonimu, oddającego symbolikę postaci (przyp. tłum.).
Reunion has come! Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że tak będzie wyglądać ponowne spotkanie Shiona i Nezumiego, ale nie czuję się zawiedzona. Ich rozmowy mają dokładnie ten sam klimat, co w No.6 (pomijając fakt, że oboje są stęsknieni jak cholera, ale to tylko na plus!). Inukashi w tej serii zdecydowanie robi nam za opiekuna i przyzwoitkę w jednym, a ja nie mogłabym sobie życzyć niczego lepszego, hehe. Podobał mi się też wątek z Sasorim i że powoli wychodzą na jaw rzeczy, o których poszczególni bohaterowie nie mieli pojęcia, jak na przykład okoliczności śmierci Getsuyaku. Na koniec przepraszam, że w tym tygodniu rozdział pojawił się tak późno, ale miałam prawdziwy zawrót głowy. (シ_ _)シ
OdpowiedzUsuńAaaa chyba warto było czekać 😍 W sumie to ich spotkanie faktycznie odbyło się w całkiem dopasowanym klimacie, tak po prostu w ich stylu ale na dobrą sprawę to dobrze, bo nie czuć zawiedzenia. Sasori był chyba ostatnią osobą której bym się tutaj spodziewała 🫣
OdpowiedzUsuńAle sam fragment na pewno cieszy serducho, a ja bardzo dziękuję za tłumaczenie ❤️
To ja dziękuję, że czytasz! ♡ Szczerze mówiąc, dla mnie Sasori nie był aż tak dużym zaskoczeniem, bo pamiętam, że w No.6 Beyond w Dniach Shiona pojawiła się korespondencja z jego podziękowaniami za przywrócenie lasu. W każdym razie nie mogłam przestać się szczerzyć, kiedy Inukashi był w totalnym szoku, że Shion jest w stanie zacząć kogoś dusić (Inu, może lepiej zapytaj Rikigę, co o tym myśli, hihi).
UsuńReunion!!! Czy to już ta chwila,żeby popłakać się z radosci?? 🥺😭 Bo ja chyba będę plakać 😭 Nie spodziewałam się takiego spotkania tej dwójki,ale hej oni RAZEM są cudowani ❤️ Tacy stęsknieni i chwtni na przytulasy i tańce 😆🥺,ale nie ma czasu na długie powitania,bo w tle coś złego się dzieje...A ja pragnę tylko czytać o ich interakcji i jak rozwinie się ta relacja 🥺
OdpowiedzUsuńInukashi, no niesamowity z niego przyjaciel tak reasumując, uwielbiam go 😁
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za Waszą ciężką pracę w tłumaczeniu ❤️
Będę wdzięczny na zawsze ❤️
Aaa, to ja jestem wdzięczna i również pozdrawiam! ♡ Swoją drogą widziałam gdzieś w internecie żart, że Shion prosi Inukashi, żeby wyszedł, bo oni muszą odtańczyć taniec godowy 。゚(TヮT) Fabuła nabiera tempa, ale na szczęście przed końcem tomu jeszcze trochę interakcji naszych chłopców będziemy mieli
UsuńTaniec godowy brzmi absurdalnie xD Ale jakieś głębsze znaczenie pewnie miał,poza przekonaniem się, że Shiona nadal nie ma kondycji xd
UsuńProszę wybaczyć komentarz, ale czy będzie kolejny rozdział uwielbianej przez wszystkich historii? Czekam z niecierpliwością i zaczynam się martwić, czy wszystko w porządku.
OdpowiedzUsuńWłaśnie został zaktualizowany! Bardzo przepraszamy za opóźnienie!
Usuń