Tom I rozdział III - część pierwsza

Rozdział III

W odmętach prawdy, część pierwsza

 

Nie, weź mi życie, nie chcę żadnej łaski.

- Kupiec wenecki, Akt IV Scena1, William Shakespeare[1]

 

***

 

Ostrze błysnęło.

Shion skulił się instynktownie.

Nie zamykaj oczu, rozkazał sobie. Niezależnie od tego, gdzie przeciwnik spróbuje dźgnąć lub ciąć, wiedział, że musi śledzić każdy jego ruch, przewidzieć następny i odpowiedzieć ciosem.

Nie poddawaj się, może jest jeszcze jakiś sposób, żeby się z tego wyplątać, pomyślał.

Nauczył się walczyć po swojemu – i zamierzał walczyć do samego końca. Tylko to dawało mu szanse na przetrwanie.

Czarny cień przemknął mu przed oczami. Blask noża utonął w mroku.

– Cholera…! – Rozległo się niskie warknięcie, w powietrzu rozszedł się zwierzęcy zapach, a nóż z brzękiem uderzył o ziemię. – Do diabła, puść, puść mnie…

Huh? Pies?

Pies o sierści równie czarnej, co strój napastnika, wbijał kły głęboko w jego nadgarstek. Krótki gwizd przeciął ciszę, a zwierzę oskoczyło od leżącego mężczyzny, przerywając atak.

– Shion! Shion, wszystko w porządku?

A ten głos to…

– Inukashi!

– Nic ci nie zrobił? Jesteś cały? – Inukashi przykucnął u jego boku.

– Nic mi nie jest. Znaczy… wydaje mi się, że oberwałem, ale… – Shion spróbował się podnieść, ale natychmiast uniemożliwił mu to przeszywający ból w ramieniu i zamiast tego tylko mimowolnie krzyknął.

– Ej, spokojnie. Posiedź tu sobie, a ja sprowadzę pomoc, dobra?

– Nie trzeba. Dam radę iść. Ale co ważniejsze… – Shion rozejrzał się dookoła. Zarówno napastnik, jak i pies zniknęli.

– Spieprzył. Skubany wziął nogi za pas, hm? Mój pies ruszył za nim, więc tym się nie przejmuj. Teraz musimy coś zrobić z twoim krwawieniem – Inukashi rozerwał rękaw koszuli Shiona i ciasno owinął nim jego ramię. – To powinno wystarczyć. Dasz radę wstać?

– Tak, wszystko gra – jeśli zachowywał ostrożność, ból był do zniesienia. Wyglądało na to, że rana nie była zbyt głęboka. Zrobił się całkiem niezły w unikach. Mógł nawet z czystym sumieniem powiedzieć, że kiedy chodziło o obronę, potrafił poruszać się błyskawicznie.

Jeżeli nie chcesz zginąć, rusz się.

Nie będzie następnego razu, jeśli tego nie zrobisz.

Shion, chcesz przeżyć, co nie? Więc użyj własnych umiejętności, by przetrwać.

Walcz do samego końca.

Tego właśnie nauczył go Nezumi. Powtarzał mu to raz za razem. Nie były to już tylko wspomnienia. Te słowa stały się częścią Shiona, wrosły w niego, jakby zostały wyryte na ciele i umyśle.

– Dzięki, Inukashi. Ale… co ty właściwie tu robisz?

W odpowiedzi Inukashi kliknął językiem. Potrafił wydawać rozmaite dźwięki za pomocą języka i palców – to właśnie dzięki nim, wspieranym przez gesty, komunikował się ze swoimi psami. Zwierzęta wykonywały rozkazy swojego pana z dokładnością i precyzją, a Inukashi kontrolował je, jak tylko chciał, wykorzystując ich pełen potencjał. Była w tym niemal jakaś boska moc. Za każdym razem, gdy Inukashi jej używał, Shion nie mógł wyjść z podziwu.

Tym razem jednak kliknięcie języka było skierowane nie do psa, a do Shiona.

– A co to ma teraz do rzeczy?! – Warknął. – Zawsze skupiasz się na jakichś pierdołach. Rusz się wreszcie! Jak mama Karan cię zobaczy całego we krwi, to padnie trupem. Wiesz, jak się to nazywa? Bycie gównianym synem! Pomyślałeś o tym w ogóle? Serio, chociaż to powinno do ciebie dotrzeć… Łooo, było blisko! A co to jest? – Inukashi zaczął zwijać stalową linkę, cały czas marudząc pod nosem. – Serio, kto rozwiesza takie gówno pośrodku drogi? Naruszenie wszelkich możliwych przepisów! Ale nie, chwila – to raczej zwyczajna próba zabójstwa, co nie? A może bardziej napaść? W obu przypadkach przestępstwo jak cholera. Brrr, aż mnie ciarki przeszły.

– Inukashi.

– Co.

– Gadatliwy dzisiaj jesteś.

Inukashi dostał napadu suchego kaszlu, co Shionowi wydało się raczej próbą ukrycia chwilowego zaskoczenia.

Użył zdrowej ręki, aby podnieść nóż. Napastnik miał na dłoniach rękawiczki – nie zostawił odcisków palców ani, najpewniej, żadnych innych śladów. Shion ostrożnie chwycił za rękojeść. Tak jak podejrzewał – był to wyjątkowo niebezpieczny, obosieczny sztylet. Narzędzie stworzone wyłącznie po to, by ranić i zabijać.

– „Człowiek ma skłonność do gadulstwa, gdy prawda kryje się na końcu języka” – zacytował. – Nezumi kiedyś coś takiego powiedział, nie? To chyba fragment z jakiejś sztuki.

– Skąd ja mam do diabła wiedzieć?! — Warknął Inukashi. — Z tobą wiecznie to samo. Tylko Nezumi to, Nezumi tamto! Jak miałeś zamiar się na nim zafiksować do reszty, to trzeba było za nim iść, do cholery! Nikt cię tu siłą nie trzymał! Powinieneś wiedzieć, kiedy odpuścić. Ty durniu! Ty idioto! Śmieciu jeden! Żałosny, tępy, aż wstyd patrzeć! I… i…! Ugh, już nawet nie chce mi się z ciebie śmiać!

Mówił i mówił. Jego obelgi były proste i bezpośrednie, a przez to trafiały dokładnie w samo sedno. Z tego względu czasami raniły boleśniej niż ostrze noża.

– Masz rację. Masz całkowitą rację, Inukashi.

Ja sam zdecydowałem się zostać. To ja patrzyłem, jak odchodzisz, i to ja postanowiłem tu zaczekać na nowe No.6, na dzień, w którym nasze ścieżki znowu się skrzyżują. A jednak… jestem o krok od załamania. Tak niewiele dzieli mnie od tego, żeby zacząć żałować, że pozwoliłem ci odejść, że nie poszedłem razem z tobą.

Dlaczego jestem taki słaby? Dlaczego tak bardzo cię potrzebuję? Nezumi… ja… ja nie mogę się już dłużej powstrzymywać. Jestem tak żałosny, że nawet sam siebie nie potrafię wyśmiać, ale…

Tęsknię za tobą.

– Jesteś wykończony – powiedział cicho Inukashi. – Mówiłem ci to już i powtórzę jeszcze raz: zajeżdżasz się. Już wyglądasz jak wrak człowieka. Mówię to dla twojego dobra – olej robotę i daj sobie trochę luzu, bo w końcu padniesz jak worek kartofli. Nie wiem, ile ci płacą, ale zapieprzasz, dźwigasz to wszystko na swoich ramionach… a jeśli ma to się skończyć tym, że zdechniesz na ulicy albo zadźga cię jakiś losowy idiota, to nie jest warte żadnych pieniędzy.

– Jeszcze żyję. Nie zasypuj mi grobu zawczasu – rzucił Shion.

– Słuchaj, debilu – syknął Inukashi. – Stoisz tu tylko dlatego, że zdążyłem w ostatniej chwili. Gdyby nie ja, już byś się wykrwawiał na glebie. Ech, do czego ty mnie zmuszasz… I akurat dzisiaj, ze wszystkich dni… do diaska, ledwo się wyrobiłem na czas.

– Co?

– Co „co”?

– Co to znaczy, Inukashi?

– A-ale… o czym ty znowu bredzisz? Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.

– Co masz na myśli mówiąc „akurat dzisiaj”? – Zapytał Shion. – Wiedziałeś, że ten facet mnie zaatakuje?

Pewnie, że nie. To było niemożliwe.

– W życiu! – Odpowiedział Inukashi. – Skąd ja niby miałbym coś takiego wiedzieć? Co ty w ogóle sugerujesz, człowieku? Zwariowałeś? Chyba że próbujesz powiedzieć, że to ja próbowałem cię zabić? Ha! Serio? Gdybym chciał cię sprzątnąć, to po co miałbym zatrudniać kogoś innego, skoro mam swoje psy? Jeden kłap w gardło i po sprawie. Wystarczy, żebym zagwizdał, po co mi nóż? – Znów nie przestawał mówić.

Człowiek ma skłonność do gadulstwa, gdy prawda kryje się na końcu języka…

Z głębi alejki wyłonił się czarny pies – ten sam, który rzucił się w obronie Shiona. Niewielki, ale uderzająco bystry, ze sterczącymi uszami i długimi, silnymi łapami. Biła z niego dzikość typowa dla psa bojowego.

– Zgubiłeś go, co? Hm?… No tak, jak już wsiadł do auta, nie miałeś szansy go dogonić. Spoko, nie przejmuj się. I tak spisałeś się na medal. Zrobiłeś więcej, niż było trzeba, naprawdę – powiedział Inukashi. – Shion, daj mu później nagrodę. Należą mu się co najmniej dwa albo trzy kawałki mięsa z kością. I mi też fundnij kolację, jasne? A teraz wracamy do domu. Nie byłoby mi do śmiechu, gdybyś się wykrwawił po tym, jak cię ledwo uratowałem, bo stoimy i gadamy jak ostatnie głupki. No, chodź.

– Wygląda na to, że już nie krwawię – powiedział Shion. – Dzięki tobie.

– Heh, serio... oboje nie raz wpadliśmy w niezłe bagno. Przynajmniej w zatamowywaniu krwotoków zdążyłem się już wyspecjalizować – zarzucając na ramię stalową linkę, Inukashi odwrócił się do niego plecami. Pewnie zastanawiał się, czy da radę ją jeszcze sprzedać, ale Shion wyczuł, że próbował w ten sposób zakończyć rozmowę.

Inukashi coś ukrywał.

Shion zacisnął pięść i przełknął piętrzące się w gardle pytania.

 

***

 

Krwawienie rzeczywiście ustało. Lekarz, który obejrzał Shiona, uznał, że choć rana nie była płytka, nie wymagała szycia, więc po podaniu leków Shion pospiesznie wrócił do domu.

Karan nie straciła nad sobą panowania, ale z jej twarzy odpłynęła cała krew. Shion wiedział, że choć nie da tego po sobie poznać, będzie się zamartwiać na śmierć, więc postanowił powiedzieć jej prawdę.

– … Czyli chcesz  mi powiedzieć – zaczęła Karan – że to ten morderca cię zaatakował? Mówią, że znaleziono już cztery albo pięć ofiar, od starego Zachodniego Bloku aż po okolice Utraconego Miasta…

– Znaleziono dokładnie trzy ofiary. Plotki są trochę przesadzone – odparł Shion.

– No tak, a ty miałeś zostać czwartą – rzucił Inukashi z krzywym uśmiechem. Na kolanach trzymał małego Shiona. Maluch dostał bułkę i trochę owoców, był więc w znakomitym nastroju – wyciągał do Karan rączki i wołał:

– Babcia, babcia, na opa!

– Ach, Shion, powiedziałeś „babcia”? Ależ mnie to cieszy! Choć troszeczkę też smuci. No już, wezmę cię, dobrze? – Zagruchała Karan. – Ale Shion, dlaczego właściwie cię zaatakowano? Czy to przez twoje powiązania z Komitetem Restrukturyzacyjnym? Ojej, zjadłeś już bułeczkę? To może teraz napijemy się troszkę wody. Mamy też mleczko. Shion, kochanie, nie powinieneś od razu skontaktować się z Ministerstwem Bezpieczeństwa? Dziś miałeś szczęście, że nic ci się nie stało, ale jutro może być inaczej. Gdyby znowu cię zaatakowano… aż drżę na samą myśl!

– Mamo – powiedział Shion. – Do którego z nas ty właściwie mówisz? Plączesz się we własnych słowach – uśmiechnął się z zakłopotaniem. Kiedy Karan trzymała małego Shiona, wydawała się młodsza niż zwykle.

– Mam kompletny mętlik w głowie – westchnęła. – Czuję się jak worek mąki rozsypany na podłodze. Próbuję to wszystko ogarnąć, uwierz mi! Więc zapytam jeszcze raz i teraz odpowiedz mi szczerze: dlaczego zostałeś zaatakowany? To naprawdę miało coś wspólnego z Komitetem Restrukturyzacyjnym?

– Nie sądzę – stwierdził Shion. – Dotąd nie znaleziono żadnych powiązań między ofiarami… więc możliwe, że sprawca nie wybiera konkretnych celów, tylko atakuje przypadkowe osoby.

– Czyli coś w rodzaju ulicznego nożownika? – Zapytała Karan z drżącym głosem.

– To całkiem prawdopodobne. Ministerstwo Bezpieczeństwa prowadzi intensywne śledztwo, więc myślę, że wkrótce zaczną się pojawiać jakieś tropy. Przekażę im ten nóż jako dowód – to nie jest coś, co można tak po prostu zdobyć, więc może okazać się kluczowy.

– Ten nóż… jest cały we krwi… Jakie to okropne. Nie mogę na to patrzeć. Sama myśl o nożowniku jest przerażająca. Mam nadzieję, że szybko go złapią – Karan zadrżała, a mały Shion spojrzał na nią z niepokojem.

Uliczny nożownik. Czy naprawdę tylko o to w tym wszystkim chodziło? Czy rzeczywiście był to po prostu żądny krwi morderca, który nie dbał o to, kto stanie się jego następną ofiarą?

Brawo, panie przewodniczący.

Wróciły do niego tamte słowa. Mógł je wypowiedzieć tylko ktoś, kto wiedział, kim jest Shion – ktoś, dla kogo nie był on jednym z wielu, ale precyzyjnie obranym celem.

– Mmm, pyszne! To jest najlepsze! – Wykrzyknął Inukashi z łyżką w dłoni.

– Ojej, czyli smakuje ci ajillo z grzybami?

– Jest przepyszne. Takie rzeczy tylko u mamy Karan. Prawdziwa kulinarna uczta!

– Ojejku, za każdym razem, kiedy się widzimy, wychwalasz mnie pod niebiosa! Gdybyś tylko uprzedził, że wpadniesz, przygotowałabym coś jeszcze lepszego.

– Nic nie może być lepsze niż to. Mogę wziąć dokładkę?

– Oczywiście, częstuj się! – Powiedziała Karan. – Shion, kochanie, to nie dla ciebie – jeszcze za wcześnie na takie rzeczy! Zjedz może ziemniaczka, dobrze? Shion, ty też musisz coś zjeść. Nadal masz trochę apetytu, prawda? Tak? Co się dzieje? Shion, jesteś śpiący? Ojej, oczy ci się zamykają!

– Naprawdę jesteś totalnie rozkojarzona – powiedział Shion. – Kręci mi się w głowie. Mamo, teraz ja chcę potrzymać Shiona, mogę? – Wyciągnął ręce, ale Karan pokręciła głową.

– Nie tym razem – odpowiedziała. – Masz zranione ramię. Co jeśli osłabnie i upuścisz Shiona? I tak już prawie zasypia, więc niech się trochę zdrzemnie na kanapie.

Nawet gdy odłożyła go na sofę, mały Shion nie protestował –  zamknął oczy i od razu odpłynął.

– To naprawdę wspaniałe dziecko – powiedziała Karan. –  A teraz ty, Shion, jeśli masz choć odrobinę apetytu, zjedz coś, proszę. Jedzenie to podstawa. Z pełnym brzuchem da się pokonać nawet największe trudności. Co ty na to, Inukashi?

– Dokładnie tak. To ajillo? Czuję się po nim nie do zdarcia.

Karan roześmiała się jak zawsze, gdy Inukashi był w pobliżu.

– Inukashi – Shion zawołał go ze swojego krzesła. Wydawał się spięty. Czyżby próbował coś przed nim ukryć?

– Powiedz mi, Inukashi. Czy coś się dzisiaj wydarzyło? – Zapytał.

Inukashi odłożył łyżkę i spojrzał w górę.

– Czy coś się wydarzyło? Człowieku, dosłownie zostałeś zaatakowany! Co niby może być ważniejsze od tego? To ci nie wystarcza, musisz jeszcze coś dorzucać do kompletu? Ale z ciebie zachłanny typ!

– Kiedy zostałem zaatakowany, ty już byłeś w Utraconym Mieście — powiedział Shion. — Za każdym razem, kiedy do nas wpadasz, albo mówisz wcześniej, że przyjdziesz, albo to my cię zapraszamy. Dziś nie było ani jednego, ani drugiego. Przyszedłeś bez zapowiedzi i uratowałeś mi życie. Więc… co cię sprowadziło do Utraconego Miasta?

Inukashi zmarszczył brwi, po czym teatralnie westchnął.

– Powód, co? No mam jakiś! Pewnie, że mam! Chciałem zapytać mamę Karan o coś związanego z małym Shionem, rozumiesz, ale to nic pilnego, więc zostawię to na spokojniejszy moment, kiedy będzie można usiąść i pogadać.

Nic pilnego? A jednak przyszedłeś bez zapowiedzi o tej porze? To było zupełnie niepodobne do Inukashi, którego znał Shion.

– Na pewno chcesz to przełożyć? –  Zapytała Karan. –  Zawsze chętnie wysłucham, jeśli coś ci leży na sercu. Mój Boże, Shion w końcu zasnął. Jaką on ma anielską buzię, kiedy śpi! Jestem oczarowana!

Inukashi posłał jej piękny, łagodny uśmiech.

– Dzięki, mamo Karan. Przy tobie zawsze czuję się spokojny. Natomiast jeśli chodzi o twojego syna…

Po raz kolejny westchnął, tym razem z premedytacją.

– Shion, czemu ty musisz być takim przemądrzałym upierdliwcem i wiecznie szukać dziury w całym? Myślisz, że nie działają bez jakiegoś logicznego powodu, tak? Zapamiętaj sobie jedno: ludzie żyją kierując się nie tylko rozumem. Sposobów na życie jest wiele. Czasem robią coś bez sensu, pod wpływem chwili, z byle jakiego przyczyny albo po prostu dlatego, że serce im tak każe. Nie zapominaj tego! Ja nie jestem takim, co sobie wszystko ładnie poukłada i znajdzie racjonalne wyjaśnienie, w przeciwieństwie do…

Zawiesił głos, po czym dodał:

– … w przeciwieństwie do ciebie. Nie, zupełnie nie jestem jak ty. Ja raczej działam pod wpływem emocji.

Jakże miło byłoby mieć logiczną odpowiedź na wszystko, żyć wyłącznie rozumem, a serce podporządkować umysłowi. Odrzucić uczucia, które tylko ranią…

Nie, to nieprawda, odezwał się głos w piersi Shiona. To wszystko nieprawda. Sam to sobie wywalczyłem. Zyskałem serce, które nie słucha rozumu, i uczucia tak silne, że aż bolą. Gdybym je odrzucił, wróciłbym do swojej pierwotnej pustki. Znów stałbym się zakłamanym dorosłym, który nazywa uległość cnotą. Ale jeszcze się nie cofnąłem. Wszystko, co zdobyłem, wciąż mnie przed tym powstrzymuje.

Wiem to. Naprawdę to wszystko wiem! Ale i tak… to takie trudne!

– Ach, pieprzyć to wszystko! — Shion uderzył pięścią w stół. Przez nieuwagę zrobił to zranioną ręką i ból rozlał się aż po czubki jego palców. Zacisnął wargi i powstrzymał jęk.

Inukashi i Karan wymienili spojrzenia.

– Ach… Przepraszam, że wrzasnąłem.

– C-co ty wyprawiasz, człowieku? – Krzyknął Inukashi. – Jesteś wściekły na mnie? Przecież nic złego ci nie powiedziałem! Nie będę przepraszał! Myślisz, że twoje darcie japy wywoła na mnie jakiekolwiek wrażenie? Mam to gdzieś! Bardziej by mnie zabolało, gdyby się okazało, że nie dostanę dokładki ajillo mamy Karan!

– Jestem wściekły na siebie – powiedział Shion. – A jeśli chcesz dokładkę, sam ją sobie nałóż z garnka.

Narastała w nim irytacja. Był zły na samego siebie, że dał się tak łatwo owinąć wokół czyjegoś palca, kimkolwiek by ta osoba nie była.

– Cofam to, co powiedziałem – stwierdził Inukashi, podnosząc rękę. – Nie jesteś przemądrzałym upierdliwcem. Jesteś chodzącym dramatem, nie da się z tobą wytrzymać. Nawet wcześniej, nagle ci odwaliło, zrobiłeś scenę i zupełnie straciłeś nad sobą panowanie!

– Inukashi, nie przesadzaj – powiedział Shion. – Byłem tylko lekko zirytowany.

– Aha, lekko. Jesteś jednym wielkim emocjonalnym wrzodem na dupie, dokładnie tak jak myślałem. Zawsze mnie wciągasz w jakąś katastrofę. Szczerze? Gdybyś nie był synem mamy Karan, już dawno bym się ulotnił.

 Chyba nie jestem aż tak zły – powiedział Shion. – Ale fakt, przysporzyłem ci sporo kłopotów, przyznaję bez bicia. Mówisz, że znowu cię w coś wciągnąłem? W co niby? Nie przypominam sobie.

Inukashi prychnął.

– Nie zadawaj mi tu sugestywnych pytań! Nieważne, jesteś źródłem katastrof. Dla mnie na pewno.

– … A może to ty tu jesteś zły, nie ja — powiedział Shion. — Jesteś na mnie zły?

– Ja zawsze jestem zły. Jestem zły na ciebie, jestem zły na twojego… – Znowu urwał w połowie zdania. Zamiast dokończyć, odwrócił wzrok i zagwizdał. Czarny pies, który leżał w kącie pokoju, podszedł i usiadł przy jego boku. – Hej, pożyczę ci tego psa.

– Hę?

– Ze wszystkich moich psów ten jest najlepszy w walce – powiedział Inukashi. – Inteligentny jak diabli, a jego zmysł wykrywania zagrożeń to nie przelewki. Do tego jest posłuszny i spokojny, nigdy nie złamie rozkazu pana.

– Pierwszorzędny ochroniarz – przyznał Shion.

– No właśnie. Sam widziałeś, co potrafi.

– Tak, jego atak był niesamowity. Naprawdę uratował mi życie – powiedział Shion. – Można na niego liczyć. Właściwie to miałem jutro wpaść, żeby pożyczyć któregoś z twoich psów jako ochroniarza. Dzięki, Inukashi. Ale skąd wiedziałeś, że będę go potrzebować?

– Mam już dosyć tych wszystkich pytań! – Krzyknął Inukashi. –  Dobra, w porządku, odpowiem, wasza wysokość. Ten stary dziad Rikiga mnie o to poprosił. Wybacz, że to taka nudna odpowiedź.

– Rikiga-san? –  Shion był zaskoczony. Karan, która właśnie przykrywała śpiącego malca kocem, również otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia.

– Tak – potwierdził Inukashi. – Usłyszał o tym nożowniku czy jak mu tam, i przyszedł do mnie. Powiedział, że chce wynająć psy stróżujące – dla siebie, dla mamy Karan, i dla ciebie. Mówił, że wszystko opłaci z własnej kieszeni. Heh, ten staruch to jednak potrafi zaskoczyć. Wygląda na to, że ostatnio interes mu się kręci – dosłownie tarza się w forsie. Dał mi całkiem niezłą sumkę. Tyle że psy stróżujące są teraz bardzo rozchwytywane, więc zaczyna mi ich brakować. No, ale ten jeden jeszcze został –  Inukashi podrapał czarnego psa po karku. Musiał znać odpowiedni sposób, bo zwierzę w zadowoleniu przymknęło oczy i wydało z siebie cichy, rozkoszny pisk. Nie było w nim ani śladu po wcześniejszej dzikości, z jaką szczerzył kły. Inukashi mówił dalej:

– To pierwszorzędny pies, możesz mu zaufać. Dam ci szybkie szkolenie, jak się z nim obchodzić. Jesteście obaj bystrzy, więc szybko się dogadacie. To naprawdę świetny pies, chociaż okropnie dużo je. Będzie w siódmym niebie, jeśli będziesz go codziennie rano czesał.  

– Jasne – powiedział Shion. – Zadbam o niego najlepiej, jak potrafię, dopóki jest u mnie. Ale skoro mi dałeś swojego najlepszego psa, to co dałeś Rikidze?

– Zamiast psa dałem mu kozę.

– Co? Kozę?

– Ta – potwierdził Inukashi. – Ostatnio trafiła mi się taka jedna zbłąkana koza, więc mu ją wypożyczyłem. Kozy mają wredniejsze charaktery, niż mogłoby się wydawać i są naprawdę dumne – idealny zamiennik psa stróżującego. A do tego zjedzą ci wszystkie chwasty z podwórka. Powiedziałem staremu, że to jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, więc w podskokach zabrał ją do domu. Chociaż, szczerze mówiąc, ta konkretna koza jest wyjątkowo złośliwa, więc może zdążyła już nabić go na rogi.

– O rany! – Zawołała Karan ze śmiechem. – Inukashi, to wszystko prawda? Wizja Rikigi uciekającego przed kozą… To brzmi jak scena z jakiejś komedii! Nie mogę przestać się śmiać.

– Prawda? To przezabawne – przytaknął Inukashi. – Aha, wspomniał jeszcze, że wpadnie znowu kupić trochę chleba. I powiedział też, żebyś potraktowała tę całą akcję z psem stróżującym jako wyraz jego przyjaźni, mamo Karan. He he, wygląda na to, że próbuje awansować z pozycji „tylko przyjaciela”. Dałem mu jasno do zrozumienia, że na więcej niż koleżeństwo nie ma co liczyć.

– Rikiga to dobry przyjaciel. Kto wie, może nawet kiedyś stanie się naprawdę bliskim przyjacielem – powiedziała Karan. – Tak jak wasza dwójka.

– Hm? Mówiąc „wasza dwójka” masz na myśli mnie i Shiona?

– Dokładnie tak – odpowiedziała Karan.

– My jesteśmy bliskimi przyjaciółmi?

– A nie jesteście? Nie potrafiłabym myśleć o was inaczej.

Inukashi zamrugał. Próbował coś powiedzieć, ale nie wydobył z siebie ani słowa.

– Też tak uważam – powiedział Shion. – Co, chcesz powiedzieć, że ty nie, Inukashi?

– Hę? J-ja nic o tym nie wiem. A co mi po byciu twoim bliskim przyjacielem? Są z tego jakieś korzyści? Profity? Zrobisz ze mnie bogacza czy coś? Albo… hm? Mamo Karan, z kuchni unosi się jakiś niesamowity zapach – rozchylił nozdrza.

– Ojej, masz świetny węch, jak zwykle! Grillowana pierś z kurczaka za chwilę będzie gotowa. To jedno z twoich ulubionych dań, prawda, Inukashi? A ty, Shion, usiądź. Ja się wszystkim zajmę. Ty zostań i dotrzymaj towarzystwa swojemu drogiemu przyjacielowi, dobrze? Dziś jesteś ranny, więc awansujesz na gospodarza - zatrzymała Shiona, który próbował wstać i zaraz potem zniknęła w kuchni.

Aromatyczny zapach mięsa stawał się coraz silniejszy. Shion mógł wręcz usłyszeć, jak Inukashi oblizuje usta.

– He he, grillowany kurczak, hm? Czuję się, jakbym trafił do raju.

– No widzisz? Bliska przyjaźń ze mną to dostęp do nieograniczonej ilości grillowanego kurczaka. Całkiem niezły profit, nie sądzisz?

– Rzeczywiście niezły. No dobra, jesteśmy bliskimi przyjaciółmi.

– Czuję się wyróżniony. W takim razie, jeszcze raz dzięki, że mnie znosisz – Shion wyciągnął do niego rękę, a Inukashi lekko pacnął jego otwartą dłoń.

– Masz jeszcze jakichś bliskich przyjaciół poza mną, Shion?

– Hm? Nie, nie mam.

Kiedyś miał.

Safu.

Rozumieliśmy się i otwarcie dzieliliśmy się ze sobą swoimi najgłębszymi przemyśleniami. Chociaż nie, tylko ja tak uważałem. Tak naprawdę ledwo potrafiłem ją zrozumieć. Ostatecznie nie byłem w stanie spełnić ani jednego jej życzenia.

Inukashi pomachał lekko prawą ręką.

– Shion, jest coś, o co chciałbym cię zapytać.

– Słucham.

– Jaka jest różnica między mną a Nezumim?

Pytanie przebiło się przez bębenki Shiona. Poczuł ostry ból – zdecydowanie bardziej dotkliwy niż rana od noża.

– No dalej, czekam na porządną odpowiedź. O ile w ogóle potrafisz jej udzielić.

– Inukashi…

– Hehe, chyba zaraziłem się od mojego drogiego przyjaciela tym ciągłym zadawaniem pytań. No i proszę, nie mogłem się powstrzymać – powiedział Inukashi. – A tym przyjacielem jesteś ty, żeby nie było wątpliwości. I nie próbuj się wymigać od odpowiedzi.

– Inukashi, posłuchaj…

– Na czym polega różnica pomiędzy mną a Nezumim? – Inukashi nie dawał za wygraną. — Co nas różni?

Był śmiertelnie poważny. Na jego twarzy nie było ani śladu drwiny czy figlarnego uśmiechu.

– Nezumi… nie jest moim bliskim przyjacielem – powiedział Shion. Podłapał jego pełne napięcia spojrzenie, nie mogąc oderwać wzroku od tej drobnej, ciemnej twarzy. — Z tobą naprawdę chcę się zaprzyjaźnić. Chcę spędzać z tobą czas, rozmawiać o wszystkim i o niczym. Śmiać się, jeść wspólnie posiłki. Chcę ci się zwierzać z poważnych spraw i słuchać twoich rad. Ale, Inukashi – od Nezumiego niczego takiego nie oczekuję. Nie chcę być jego bliskim przyjacielem.

– Taaa, ja też nie – odparł Inukashi. – Nawet za całą górę złotych monet! Chcę się od niego trzymać jak najdalej. Serio, lepiej, kiedy nie ma go nigdzie w pobliżu i szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby to był ktoś, kogo warto do siebie dopuszczać. Ale ty czekałeś, prawda? Czekałeś cały ten czas, wierząc, że wróci. Co to ma być, co? Zwariowałeś? Chociaż nie… to nie to. Musisz być po prostu cholernie zmęczony. I jestem pewien, że nie chodzi tylko o pracę.

– … Tak, ale…

– Ale co?

– Tylko dzięki obietnicy Nezumiego jeszcze się jakoś trzymam.

– Co?

– Nezumi obiecał, że znów się spotkamy. Przysiągł, że na pewno wróci.

„Jeszcze się spotkamy, Shion.”

Udało mi się dotrzeć aż tutaj, bo wierzyłem w te cztery słowa. Tylko dzięki nim wciąż mam siłę, by walczyć, żeby zbudować nie fałszywe miasto-państwo zwane „utopią” czy „świętym miastem”, ale takie No.6, w którym ludzie będą mogli żyć jak na ludzi przystało. Problemów jest całe mnóstwo, a my jesteśmy dopiero w połowie drogi do celu. Szczerze mówiąc, sam nie wiem, czy kiedykolwiek uda nam się go osiągnąć. Ale dopóki jesteśmy w stanie przeć naprzód, będziemy szli. To nasza jedyna szansa dana nam przez Elyurias.

Nezumi, nie chodzi mi o to, żebyś mnie podtrzymywał. Nie chcę się też kurczowo ciebie trzymać. Jedyne, czego pragnę, to znów cię zobaczyć. Chcę zobaczyć prawdziwego ciebie.

– Powiedz mi, stary, ile ty masz lat? — zapytał Inukashi. – Jesteś jeszcze tak młody i głupi! Nawet zakochana nastolatka nie byłaby tak naiwna.

– Ryzykowna wypowiedź, Inukashi. Zakochane nastolatki prawdopodobnie zjadłyby cię teraz żywcem.

– Ta, jakby mnie to cokolwiek obchodziło – rzucił Inukashi. – Posłuchaj, Shion. Dam ci jedną dobrą radę. Nezumi potrafi żyć sam.

Podniósł palec i pomachał nim z boku na bok.

– Ja mam swoje psy, mam dzieciaka, teraz mam nawet bliskiego przyjaciela! Mam ciebie, mam mamę Karan, ten stary dziad Rikiga jest w nią wpatrzony jak w obrazek – każdy z nas ma kogoś. Żyjemy w relacjach z innymi. A Nezumi? On zawsze był sam. Odkąd tylko pamiętam, świetnie sobie radził bez nikogo i dobrze mu z tym. Nie wiąż się z kimś takim, nic z tego nie będzie. Nieważne, co zrobisz, donikąd cię to nie zaprowadzi. Schowaj to uczucie głęboko, a najlepiej zapakuj do pudełka i rzuć gdzieś w kąt, żebyś nie musiał na nie patrzeć.

To była dobra rada.

Shion naprawdę chciałby jej posłuchać – pewnie poczułby się wtedy znacznie lżej.

Lżej… i pusto.

– Agh, czuję się beznadziejnie! –  Opadł twarzą na stół, a aromat ajillo wzbił się w powietrze.

– Ej, nie rozlewaj! Co za marnotrawstwo! Jak ty nie chcesz jeść, to ja zjem.

– Inukashi –  wymamrotał Shion.

– Co?

– To było naprawdę trudne do przełknięcia – jego policzek wciąż spoczywał na blacie.

– Co niby?

– Twoja rada. Znaczy, teraz rozumiem. Nezumi przez całe życie był sam i jakoś mu to nie przeszkadzało, więc dlaczego niby teraz miałby cokolwiek zmieniać, hm? Ma to sens. Nigdy wcześniej tak o tym nie pomyślałem, ale… masz rację. On naprawdę potrafi żyć sam.

– A może nie – odparł Inukashi, wzruszając ramionami. – Może sam się mylę, kto wie? Nie mogę z całą pewnością stwierdzić, że Nezumi, którego wydaje mi się, że znam, to ten sam Nezumi, którym on w rzeczywistości jest. W końcu to tylko przypuszczenia. Może skrywa w sobie jakąś niespodziewanie łagodną stronę. Ale w sumie kogo to obchodzi. Shion, mówię ci to wszystko całkiem szczerze, chociaż wiem, że i tak mnie nie posłuchasz. Wiem to na sto procent — prędzej piekło zamarznie, niż ty weźmiesz sobie cokolwiek z tego do serca.

– Ale i tak mi to mówisz, co? Dziękuję.

– W końcu jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, co nie? –  Inukashi uśmiechnął się szeroko.

W tym momencie z kuchni wyszła Karan, nie niosła jednak talerza z kurczakiem. Zamiast tego spomiędzy jej palców wystawały brzegi białej szmatki.

– … Shion – powiedziała. Jej oczy były wilgotne. Wyciągnęła dłonie przed siebie, jakby chciała mu coś ofiarować. – … To Tsukiyo. On odszedł.

– Co?

Pozostawiona przez Nezumiego mysz o czarnym futerku miała już swoje lata. Większość dni przesypiała na łóżku Shiona – nie biegała ani nie piszczała bez opamiętania jak dawniej. Mimo to zawsze, kiedy Shion albo Karan zaglądali do pokoju, Tsukiyo podnosił głowę i poruszał uszami. Czasem jeszcze wdrapywał się komuś na ramię lub na kolana, więc Shion nie przejmował się za bardzo. Myślał, że Tsukiyo wytrzyma jeszcze trochę.

Wziął w dłonie drobne ciałko, zawinięte w białą chusteczkę.

Już na pierwszy rzut oka zauważył, że Tsukiyo nie oddycha. Wyglądał niemal jak sztuczna zabawka. Shion poczuł, że odszedł bardzo, bardzo daleko.

– Tsukiyo zjadł jeszcze trochę jabłka i chleba przed kolacją, nawet jeśli tylko odrobinkę. Wypił też trochę wody, po czym po prostu poszedł spać. Ale kiedy przed chwilą do niego zajrzałam… nie poruszał się, a w dotyku był zupełnie zimny i… – mówiła Karan, dławiąc się słowami.

– Mhm. Dziękuję, mamo. Naprawdę się cieszę, że aż do samego końca mógł jeść twój pyszny chleb.

Tsukiyo, odchodzisz już? Tak bardzo mi pomogłeś. To ty pobiegłeś, by podłożyć ładunek i wysadzić Matkę. Byłeś ze mną, gdy uciekaliśmy z Zakładu Karnego, gdy przedzieraliśmy się przez płomienie… i przede wszystkim – żyłeś ze mną w tamtym podziemnym pokoju.

Dzieliliśmy ze sobą ten krótki czas, to codzienne życie, tamte zwykłe dni.

Ach, a więc mnie zostawiasz.

– No cóż, skoro się żyje, to i kiedyś się umrze – powiedział Inukashi. – Tsukiyo codziennie jadł pyszny chleb, odkąd się tu znalazł, aż do samego końca. Musiał być naprawdę szczęśliwą myszką. Ach, mamo Karan, skoro Shion dziś nie może, to ja pomogę ci pozmywać. Jestem mistrzem mycia – zrobię tak, że wszystko będzie lśniło. Jak trzeba, to ci nawet podłogi wypoleruję.

Karan otarła oczy i lekko się uśmiechnęła.

– Dziękuję ci, Inukashi. W takim razie, jeśli mógłbyś zająć się tym później, byłoby wspaniale. A teraz przyniosę jedzenie.

– Fantastycznie, z przyjemnością!

Rozmowa Karan i Inukashiego splatała się z szumem wiatru.

Shion z czułością zawinął ciało Tsukiyo.



[1] w przekładzie Piotra Kamińskiego (przyp. tłum.)

Komentarze

  1. Bardzo dziękuję za tłumaczenie i podziwiam za zaangażowanie ❤️(regularnie wyczekuje nowego rozdziału, nie mam pojęcia co bym bez was zrobiła, jak tylko usłyszałam że wychodzi kontynuacja szóstki zastanawiałam się, czy jakaś dobra dusza to przetłumaczy, całe szczęście że się takie znalazły 🤭)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja bardzo dziękuję! Od razu jest mi cieplej na sercu, kiedy widzę, że kogoś cieszy tłumaczenie! To dla mnie świetna zabawa sama w sobie, ale odpowiedź ze strony czytelników jest jak wisienka na torcie. (❀ ◡‿◡ )

      Usuń
  2. Najpierw może dodam od siebie, że Pani Asano w tym rozdziale zafundowała nam prawdziwy rollercoaster. Rozmowy Inukashi z Shionem są absolutnie moimi ulubionymi. Uwielbiam również fakt, że mimo braku wyraźnego zdefiniowania relacji pomiędzy Shionem a Nezumim, cały czas przewijają się sugestie romantyczne. Autorka wcisnęła czerwony przycisk 'fan service' i tak teraz wygląda nasza rzeczywistość (nie, żebym narzekała). Wątek z kozą jest prześwietny. A na koniec przyznać się - kto płakał po śmierci Tsukiyo?

    Poza tym w imieniu całej ekipy przepraszam, że do tej pory występował problem z wyświetlaniem waszych komentarzy. Dopiero udało nam się odnaleźć przyczynę, także teraz już wszystko powinno hulać. Zapraszamy do komentowania! Dzięki, że jesteście i czytacie. ♡ ( ◡‿◡ )

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za tłumaczenie!! Z niecierpiliwością wyczekuję kolejnych rozdziałów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również bardzo dziękuję! Kolejny rozdział już w środę ♡

      Usuń
  4. Dziękuję za tłumaczenie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję, że czytasz i komentujesz! ♡

      Usuń
  5. Rollercoster emocjonalny po prostu T.T Nie spodziewałam się akurat tego na zakończenie rozdziału - tak mi przykro z powodu Tsukiyo T.T Łzy w oczach od razu były T.T
    Z drugiej strony uwielbiam te sugestie autorki,że Nezumiego i Shiona jakieś romantyczne uczucia łączą, wyczekiwać teraz jak kiedyś nazwą te uczucia jakie ich lączą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie jestem ciekawa, czy doczekamy się jakiegoś miłosnego wyznania. ♡( ◡‿◡ ) Myślę, że nie jest to do końca wykluczone, biorąc pod uwagę, że w pierwszej serii Shion stwierdził, że przepełnia go miłość do Nezumiego. Oczywiście miłość może przybrać różne formy, ale małe kroczki, małe kroczki...

      Usuń

Prześlij komentarz