Tom I Rozdział I - część druga

Rozdział I

Jeszcze jeden raz, część druga

 

Drzwi się otworzyły i stanęła w nich kobieta o czarnych włosach i miedzianej cerze. Miała ten sam odcień skóry, co Inukashi, choć, w przeciwieństwie do niego, jej luźne loki nie rosły dziko, gdzie popadnie, natomiast nosiła je w średniej długości fryzurze, podkreślającej jej okrągłe oczy i uroczy, zadarty nos.

- Przewodniczący, jeśli mogłabym zająć chwilę – zaczęła. – Och, Tori, przepraszam. Przeszkodziłam w czymś?

- Ach, Ryuka. Nie, wszystko w porządku. Właśnie skończyliśmy. Um… przewodniczący, to ja już pójdę – Tori ukłonił się i zarumieniony po uszy wyleciał z pokoju. Jego policzki były jeszcze czerwieńsze niż chwilę temu. 

- Na pewno nie przeszkadzam? – Zapytała Ryuka. – Chciałam zdać raport, więc… Przewodniczący? Coś nie tak? Dlaczego się śmiejesz…?

- Nie, nic. Po prostu bawi mnie jak łatwy do przejrzenia jest Tori – odpowiedział Shion.

A więc o to chodziło. „Żyć razem”, tak? Ostatecznie te słowa miały swoje drugie dno. Cały Tori.

- Co? – Ryuka przechyliła na bok głowę. Na jej twarzy malowało się zdezorientowanie. – Co masz na myśli mówiąc „łatwy do przejrzenia”? Przerwałam w środku jakiejś historii?

- Ach, nie, nic z tych rzeczy – odparł Shion. – Jak powiedział Tori, właśnie skończyliśmy. Co ważniejsze, miałaś coś do zaraportowania. To pilne?

- Nie, raczej… jest coś, co mnie niepokoi. Prawda jest taka, że wydarzył się incydent - wygląda na to, że miały miejsce trzy seryjne morderstwa.

Ryuka pochodziła z dawnego Zachodniego Bloku. Jej ojciec, jako osoba odpowiedzialna za targowisko, rozstrzygał spory i nadzorował ustalenia dotyczące lokalizacji nowych sklepów. Innymi słowy, miał spore doświadczenie jako wpływowy człowiek. Shion słyszał, że w czasach, gdy stary Zachodni Blok był tylko zwykłym miasteczkiem, jej matka pracowała jako autorka książek dla dzieci.

Żadne z nich nie przeżyło Polowania. Ojciec Ryuki zginął pod gruzami, a matkę rozstrzelali żołnierze. Było całkiem prawdopodobne, że oboje zostali zakopani pod górą trupów, którą Shion widział w podziemiach Zakładu Karnego. 

Ryuka, która przeżyła upadek murów, przez rok uczęszczała do bezpłatnej szkoły doszkalającej utworzonej przez Komitet Restrukturyzacyjny, a następnie, na początku bieżącego roku, zdała egzamin do służby cywilnej. Obecnie pełniła funkcję pracownika Ministerstwa Bezpieczeństwa.

Ministerstwa Bezpieczeństwa, które, rzecz jasna, zostało całkowicie zrestrukturyzowane. Nieograniczony nadzór nad obywatelami, aresztowania bez przyczyny i wojskowe uzbrojenie - wszystko to było obecnie zabronione. Funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa, którzy przybywali na miejsce zdarzenia, mieli do dyspozycji sprzęt niezbędny do ochrony życia, mienia i bezpieczeństwa obywateli, na poziomie absolutnego minimum.

- Morderstwa… Słyszałem, że trzy dni temu na obrzeżach Utraconego Miasta został zabity mężczyzna – powiedział Shion.

- To prawda – potwierdziła Ryuka. – Przedtem ciało młodego mężczyzny, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, znaleziono również na terenie starego Zachodniego Bloku. Wreszcie, dziś rano w tej samej okolicy odkryto zwłoki – jak się zdaje – kobiety.

- „Jak się zdaje – kobiety”? Co masz przez to na myśli?

- Cało było w stanie tak zaawansowanego rozkładu, że na ocznie nie dało się określić płci denata. Prawdopodobnie leżało tam przez miesiąc od śmierci. Żadna z ofiar nie miała przy sobie niczego, co pozwalałoby określić, kim są. Obecnie trwają badania DNA, aby umożliwić ich identyfikację.

- Rozumiem… – zamyślił się Shion. – Nieważne, jak zimno było na dworze, ciało leżące na wierzchu przez miesiąc śmierdziałoby dość mocno. Dlaczego zostało znalezione dopiero teraz? Było zakopane głęboko pod ziemią?

- Nie. Co prawda było zakopane, ale bardzo płytko. No i rzeczywiście, zapach był intensywny.

- I minął miesiąc zanim ktoś je odkrył?

Usta Ruki wykrzywiły się w pełen sprzeczności grymas, jakby nie wiedziała, czy ma się roześmiać, czy rozpłakać.

- To Zachodni Blok.

- Słucham?

- Gnijące zwłoki były zakopane w rogu starego Zachodniego Bloku – powtórzyła Ryuka. – Ludzie stamtąd… cóż, są przyzwyczajeni do trupów. I do zapachu również.

- Ach… - odpowiedź Shiona ugrzęzła mu w gardle.

No przecież. Śmierć krążyła nad Zachodnim Blokiem niczym niespokojny wiatr. Była tu, tam, wszędzie. Zapach krwi, odór rozkładu, szepty ostatnich modlitwy, zbezczeszczone ciała, jęki agonii — Zachodni Blok był tym wszystkim przesiąknięty.

- Jednym z obowiązków mojego ojca była poranna Ekipie Sprzątającej przy porannym zbieraniu ciał tych, którzy przez noc zmarli na targowisku – kontynuowała Ryuka. - Ponieważ to był bazar, nie śmierdziało jakoś szczególnie, ale zwłoki widywałam codziennie. Zresztą nie tylko ja – widywali je praktycznie wszyscy. Byliśmy do tego całkowicie przyzwyczajeni… dlatego właśnie myślę, że nikt nie zwrócił uwagi na to ciało. Dopiero gdy smród zrobił się naprawdę dokuczliwy, ludzie zaczęli się przejmować. Tyle w temacie, tak sądzę.

- Rozumiem…

Shion wciąż był jednak naiwny. Sam nie potrafił dojść do takich wniosków.

- Och, ale łapanie przestępców to zadanie Ministerstwa Bezpieczeństwa – powiedziała Ryuka. - Nie ma potrzeby byś się w to angażował.

- Ależ oczywiście – zgodził się Shion. – Nawet jeślibym się w to zaangażował, nie sądzę, że poradziłbym sobie z czymś takim jak złapanie mordercy!

- Zupełnie nie nadajesz się do tej roboty, co? – zaśmiała się lekko Ryuka. Jej twarz rozjaśniał beztroski uśmiech młodego człowieka.

Bardzo przypominał mu ten Safu - jej szczery, dziewczęcy uśmiech.

Shion, zostawiam wszystko w twoich rękach.

To były ostatnie słowa, jakie od niej usłyszał.

Powiedział jej wtedy, że zrozumiał, że nigdy ich nie zapomni, tak długo, jak będzie żył.

Wyraz twarzy Ruki spoważniał, stając się z powrotem właściwym dla dwudziestoletniego dorosłego.

- Zwróciłam ci na to uwagę, ponieważ chcę, żebyś zachował ostrożność. Przewodniczący, mieszkasz w Utraconym Mieście, prawda? W dodatku blisko dawnego Zachodniego Bloku.

- Tak, ale… chcesz przez to powiedzieć, że może chodzić o mnie? Przemawiają za tym jakieś dowody?

- Nie – stwierdziła Ryuka z przekonaniem. – Nie ma żadnych dowodów na to, że to ty jesteś celem ataków mordercy. Natomiast obawiam się, że poruszanie się pomiędzy domem a ratuszem na rowerze w obecnej sytuacji jest dość niebezpieczne. Dlatego, no cóż… wiem, że to wykracza poza moje kompetencje, ale… czy mógłbyś rozważyć tymczasowo dojazdy samochodem? Omówiłam tę sugestię z przełożonym. Jeśli się zgodzisz, zajmę się organizacją pojazdu.

- Ministerstwo Bezpieczeństwa uważa te trzy zgony za części tej samej serii morderstw, tak? -  Zapytał Shion. - Pomijając na chwilę, czy sprawca był jeden, czy było ich kilku… Sama świadomość, że ktoś bezkarnie morduje od Utraconego Miasta aż po dawny Zachodni Blok… przechodzi ludzkie pojęcie. Ofiary nie miały ze sobą nic wspólnego? Były sobie zupełnie obce?

- Zgadza się - przytaknęła Ryuka. - Kobieta wciąż nie została zidentyfikowana, ale w przypadku dwóch mężczyzn nie udało się znaleźć żadnych punktów wspólnych. Wiek, budowa ciała, zawód, sytuacja rodzinna… nic, co by ich łączyło. Natomiast sposób zabójstwa był identyczny, także w przypadku kobiety. Wszystkim trojgu podcięto gardło ostrym narzędziem.

Shion wpatrywał się w stojącą przed nim Ryukę.

- Ostrym narzędziem?

- Najprawdopodobniej nożem. Wojskowej klasy albo innym, zaprojektowanym z myślą o zabijaniu. Dodatkowo - i to może być subiektywna ocena - morderstwo zostało dokonane z dużą wprawą. Pomimo postępującego rozkładu, ciała mężczyzn miały tak czyste cięcia, że patomorfolog nie mógł wyjść z podziwu. Stwierdził, że „przy takim cięciu ofiara prawdopodobnie zmarła, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co się dzieje”. W związku z tym uważamy, że sprawcą jest osoba o wyjątkowych umiejętnościach posługiwania się nożem.

Słowa Ryuki zaczęły się stopniowo oddalać, a zamiast tego w uszach Shiona głośno dudniło bicie jego własnego serca.

Nóż, wojskowej klasy, czyste cięcia, wyjątkowe umiejętności…

Słowa, które przed chwilą usłyszał, krążyły niespokojnie w jego głowie.

Nie, to, o czym właśnie pomyślałem, jest absurdalne. To po prostu nie może być prawda.

Shion wciągnął głęboko powietrze, po czym powoli je wypuścił.

Jego puls stopniowo zwalniał.

Nieprawdopodobne. Taki scenariusz… nie mógłby się wydarzyć.

- Przewodniczący? - Odezwała się ostrożnie Ryuka.

- Ach, tak. Zrozumiałem - odpowiedział Shion. - Jestem pewien, że Ministerstwo Bezpieczeństwa już działa, nawet bez moich wskazówek, ale proszę o wydanie oficjalnego komunikatu o zagrożeniu, również w dzielnicach, w których zdarzenia miały miejsce.

-  Tak jest - potwierdziła Ryuka. - Zwiększyliśmy również liczbę patroli w tych rejonach. Choć sprawa trafiła już do mediów, wielu mieszkańców dawnego Zachodniego Bloku w dalszym ciągu nie ma nawyku ich śledzenia, dlatego planujemy także rozwiesić fizyczne ogłoszenia. To może i staroświecka metoda, ale - ku zaskoczeniu - nadal skuteczna - na te słowa Ryuka powoli mrugnęła. - Przewodniczący, powtarzam się, ale twój dom znajduje się w jednym z zagrożonych obszarów. Proszę zachowaj ostrożność. Naprawdę uważam, że na razie powinieneś zrezygnować z dojazdów rowerem.

- Mówisz… Ach, ale bez obaw, nic mi nie będzie – odparł Shion. – Zatrudnię ochroniarza.

- Ochroniarza? Jeśli tak, to weź, proszę, kogoś wykwalifikowanego z Ministerstwa Bezpieczeństwa.  

Shion lekko pokręcił głową, odrzucając propozycję Ryuki.

- Tak się składa, że znam pewną osobę, więc wynajmę prywatnego ochroniarza od niej. Nie ma potrzeby angażować w to pracownika miasta.

Prawda była taka, że nie tylko Ministerstwo Bezpieczeństwa, ale wszystkie wydziały i stanowiska cierpiały z powodu chronicznych braków kadrowych, więc nawet nie brał pod uwagę przerzucania kogoś dla własnej wygody. Poza tym, przerażała go sama myśl o dojeżdżaniu do pracy w towarzystwie zupełnie nieznanego funkcjonariusza Ministerstwa Bezpieczeństwa… Choć była to pewnie lekka przesada. Niemniej ciążyło mu to na sercu, a skoro już miał wybierać, bez wahania postawiłby na kogoś, przy kim zawsze dobrze się czuł.

- Tak się składa, że nasz pewną osobę? – Zapytała Ryuka.

- Tak – potwierdził Shion. – Znam kogoś, kto użyczy mi doskonałego, pierwszorzędnego ochroniarza, jeśli tylko o to poproszę.

Ryuka nieznacznie zmarszczyła brwi. Wyglądało na to, że rozważa słowa Shiona.

- Zrozumiano - jej twarz znów się rozluźniła. - W takim razie przynajmniej przekaż poniesione koszty osobiste do Ministerstwa Bezpieczeństwa. Potraktujemy to jako wydatek publiczny.

- Naprawdę? Dziękuję - powiedział Shion. - Pewnie i tak skończy się na kawałku mięsa z kością, suszonych owocach i serze za każdy dzień pracy. Może poprosi jeszcze o dwie albo trzy suszone ryby.

- Co? Mięso z kością… - Ryuka zamarła z lekko otwartymi ustami. Zamrugała parę razy.

Shion zacisnął usta, aby powstrzymać śmiech. Po raz kolejny zapewnił ją, że wszystko będzie w porządku.

- Dogadam się w sprawie ochrony osobistej. Tyle jeszcze mogę zrobić.

- Dobrze. W takim razie poinformuję przełożonego - po tych słowach Ryuka opuściła pomieszczenie.

W pewnym momencie deszcz przestał padać, a wiatr wyraźnie przycichł.

Może jutro odwiedzę Inukashi?

Wsłuchując się w zanikający szum wiatru, Shion podjął decyzję.

Inukashi. To nie było jego prawdziwe imię, rzecz jasna. Nikt nie znał jego prawdziwego imienia, włączając w to samego Inukashi.

Inukashi był drogim przyjacielem Shiona, mieszkającym w starym Zachodnim Bloku. Odkąd tylko sięgał pamięcią, żył wśród psów - dzielił z nimi codzienność, utrzymując się z ich wypożyczania, tak wtedy, jak i teraz.

W czasach, gdy mury No.6 wciąż oddzielały je od Zachodniego Bloku, psy były nieocenioną pomocą w walce z zimowym chłodem. Shion doświadczył tego osobiście tylko raz, ale dobrze pamiętał, jak przyjemnie ciepło było spać obok psa - wielu ludzi korzystało wtedy z usług Inukashi, by uniknąć śmierci z wychłodzenia.

Obecnie dawny Zachodni Blok przekształcił się w dzielnicę biznesową, a dla dzieci i osób starszych utworzono zaplecze socjalne. W rezultacie prawie zupełnie zanikła potrzeba wypożyczania psów na mroźne, zimowe noce. Zamiast tego zaczęli pojawiać się nowi klienci - dawni mieszkańcy No.6, chcący adoptować psy jako zwierzęta domowe lub stróżujące.

Podobno niektórzy z nich prosili nawet o możliwość wykupienia psa na własność, zamiast tylko go wypożyczać.

- Ale mam taką zasadę, że nie sprzedaję ich, dopóki nie znajdzie naprawdę dobry powód - stwierdził Inukashi, gdy niedawno spotkał się z Shionem, który przyniósł mu domowe precle i panini od Karan.  Inukashi w zachwycie wcisnął do ust olbrzymi kęs, powoli go przeżuł, po czym wyraził swoje uznanie:

-  Tak dobre, że aż chce się płakać. A teraz nagroda dla dzielnego chłopca na posyłki mamusi - powiedział, nalewając Shionowi gorącej czarnej herbaty.

Stare liście już dawno utraciły cały swój kolor i aromat, jednak dla Shiona ta herbata była smaczniejsza niż jakikolwiek inny, wykwintny napój.

Był to smak Zachodniego Bloku.

W pokoju Nezumiego kosztował go setki razy.

Biały kubek z wyszczerbionym rantem wciąż tam stał. Piec, który służył im zarówno za ogrzewanie, jak i kuchenkę, solidne, stare krzesło ukryte pod stertą książek, niezgłębione zasoby jego biblioteki - wszystko to zostało bez zmian. Shion od czasu do czasu, gdy tylko pozwalał mu na to grafik, przychodził, by posprzątać, przewietrzyć pomieszczenie i zostać na chwilę. Zdarzało mu się nawet uciąć sobie krótką drzemkę.

W takich momentach budziło się w nim pewne wspomnienie - tak żywe, że oscylowało na granicy snu i jawy. Tego dnia, w tamtym pokoju pełnym książek, Shion poprosił o coś Nezumiego.

– Mógłbyś wyrecytować Makbeta?

Nezumi spojrzał się na niego, przechylając lekko głowę.

– Makbeta? Którą część?

– Akt piąty, scena piąta, zaraz po tym, jak Makbet dowiedział się o śmierci jego żony.

– Czemu Makbet?

 – Nie wiem – odpowiedział Shion. – Sam się zastanawiam. Tak jakoś chciałem usłyszeć z twoich ust Makbeta. Mógłbyś?

 – Cóż, nie mam nic przeciwko.

Nezumi poprawił się na krześle i zaczął recytować:


– Ciągle to jutro, jutro i znów jutro

Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia

Aż do ostatniej głoski czasokresu;

A wszystkie wczora to były pochodnie,

Które głupocie naszej przyświecały

W drodze do śmierci. Zgaśnij, wątłe światło!

Życie jest tylko przechodnim półcieniem...[1]


Spokojny głos, przepełniony ukrytą pasją; profil Nezumiego oświetlony blaskiem lampy; własne serce Shiona, które zdawało się jednocześnie szybować wysoko i tonąć w niezbadanych głębinach - wszystko to pamiętał aż nazbyt wyraźnie. Nieważne, ile czasu upłynęło, te wspomnienia nie wyblakły ani odrobinę.

Wspomnienia, które z taką łatwością wciągały człowieka w przeszłość, mimo że wszystko wciąż tutaj było - kubek, piec, krzesło, książki...

Brakowało tylko ich właściciela.

Shion wziął od Inukashi podany mu kubek ze stali nierdzewnej.

- Naprawdę dobry powód? Jaki to miałby być? – Zapytał, popijając łyk herbaty. Wbrew własnej woli usiłował skupić się na osobie siedzącej naprzeciwko, a nie na tej, której tu nie było.

- Naprawdę dobry to naprawdę dobry - odparł Inukashi.

- W takim razie na pewno masz jakieś „naprawdę dobre” kryteria, prawda?

- Kry-te-tria? A co to jest? Da się to zjeść? Jest tak dobre jak chlebek mamy Karan? – Spytał Inukashi.

- To nic jadalnego – odpowiedział Shion. – Chodzi mi o to, czym się kierujesz, kiedy decydujesz się oddać komuś psa. To chcę wiedzieć.

- Aaa, rozumiem – rzucił Inukashi. –  Po prostu, jeśli mam pewność, że ktoś będzie o niego dbał bardziej niż ja, to może i się zgodzę. Ale najpierw i tak muszą mi zapłacić, żeby w ogóle go zobaczyć.

Głaszcząc brązowego, długowłosego psa, który podszedł spragniony uwagi, Inukashi potarł palce w starym jak świat geście oznaczającym pieniądze.

- A skąd masz tę pewność? Zadajesz im dużo pytań?

- No wiesz, takie rzeczy się po prostu widzi - odpowiedział Inukashi. - Jak patrzą na psa, jak się nim zajmują, jak się wysławiają. Od razu widać, czy ktoś naprawdę kocha psa albo że będzie się nim dobrze opiekować, i tyle. Przy takich ludziach pies też od razu czuje się bezpiecznie. Psy są bardzo nerwowe przy osobach, których nie lubią, ale przy porządnych ludziach są spokojne i radosne już od samego początku. Więc pytam psa: „Chcesz zostać dzieckiem tego człowieka?” Jeśli pies mówi „tak”, to sprawa załatwiona.

- To ma sens – stwierdził Shion.

- Niektórzy tylko pieją z zachwytu, że piesek ma słodką mordkę albo opowiadają, jak to marzą o białym psie, z kręconym ogonem, rodowodem, oklapniętymi uszami i innymi takimi - wszystkich od razu spławiam –  ciągnął Inukashi. –  Zero zaufania. Psy też ich nie czują. Zdarza się, że wypożyczę im psa na chwilę, ale nie na stałe. Zresztą, gdyby się bał, i tak bym go im nie zostawił.

- Teraz łapię… - powiedział Shion. – Niesamowite… masz nosa do ludzi, co? – Rzeczywiście był pod wrażeniem.

- No pewnie! Całe życie spędziłem tutaj z psami. Są o wiele mądrzejsze i dużo bardziej rozważne niż ludzie. Zawsze wywęszą prawdę.

Lekki podmuch wiatru rozwiał jego bujne włosy.

Gdy się poznali, Inukashi mieszkał w ruinach dawnego hotelu. Nawet teraz, kiedy okoliczne rudery i baraki były w trakcie przebudowy, Inukashi wciąż pozostawał na swoim miejscu.

- To dobre miejsce, Inukashi - mruknął nagle Shion.

- No pewnie, że dobre - przecież to hotel z najwyższej półki - odparł Inukashi. - Spróbuj mnie stąd wykurzyć, a rozszarpię ci gardło, jasne, Shion?

Inukashi brzmiał, jakby był gotów zamienić słowa w czyny. Może wyczuwając napięcie swojego pana, brązowy pies łypnął spode łba na Shiona — w tym spojrzeniu również dało się wyczuć nutę groźby.

Shion powoli dopił resztki słabej czarnej herbaty.

Nawet bez tej groźby, nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.

- Prawdę mówiąc, nie jestem w stanie wyobrazić sobie ciebie mieszkającego gdzie indziej.

- Ja nie chcę mieszkać gdzie indziej - warknął Inukashi. – Ano właśnie, czy ty sam przypadkiem nie zostawiłeś pokoju Nezumiego nietk… - urwał w połowie i odwrócił wzrok.

Minęło sporo czasu odkąd Shion ostatnio usłyszał z jego ust imię Nezumiego. Mógł to być nawet pierwszy raz, od kiedy Nezumi ich opuścił. Inukashi ścisnął wargi, jakby żałował, że w ogóle się odezwał.

Shion odłożył kubek, kiwając głową. Starał się zachować najbardziej naturalny i pogodny ton, na jaki było go stać.

– Zostawiłem wszystko tak, jak było. W końcu nie powinienem niczego ruszać bez zgody właściciela.

Po tych słowach podniósł się do wyjścia.

- W każdym razie muszę lecieć. Dzięki za herbatę.

- Shion –  wpatrywała się w niego para czarnych oczu. – Ty… naprawdę myślisz, że on wróci?

Inukashi również wstał. Miał na sobie luźną koszulę w ciemnym kolorze i spodnie porozciągane w kilku miejscach. Choć był to strój znacznie lepszy od tego, który nosił wcześniej, jego nawyk wybierania starych, znoszonych rzeczy pozostał ten sam.

- Urosłeś, Inukashi – powiedział Shion.

- Hę?

- Urosłeś. Zmieniasz się.

Rzeczywiście, Inukashi stał się wyższy, a jego sylwetka zaczynała się zaokrąglać w sposób, który trudno było przeoczyć. Choć ramiona wciąż miał szczupłe, pojawiła się w nich miękkość, której nie mają mężczyźni.

- Nie zmieniaj mi tutaj tematu! – Wrzasnął Inukashi.

Brązowy kundel podniósł się na nogi, a reszta psów z okolicy zaczęła się zbierać wokół nich. Nie było w tym nic nadzwyczajnego – były naprawdę dobrze wyszkolone. Wystarczyło jedno słowo Inukashi, aby rzuciły się na człowieka lub stanęły w jego obronie. Potrafiły dostarczać przedmioty i roznosić listy. Taka była ich natura.

- Zadałem ci pytanie Shion. Zapytałem o twoje odczucia - Inukashi pstryknął palcami, a psy podeszły bliżej. – Nie mów mi, że ty naprawdę na niego czekasz. Serio wierzysz, że on wróci?

- Ta.

- „Ta”…? I możesz to ot tak sobie powiedzieć, hm? Nieważne, ile czasu upłynie, ty zawsze będziesz tak samo tępy. Nic się nie zmieniłeś – zadrwił Inukashi. Nie szydził z niego - był to pełen ciepła, przyjacielski śmiech.

- A ty myślisz, że nie? – Zapytał Shion.

- Co „nie”?

- Myślisz, że on nie wróci?

Uśmiech zaniknął z twarzy Inukashi, a jego miejsce zajęły dwie wyraźne zmarszczki pomiędzy brwiami.

- Dlaczego mnie o to pytasz? Co mnie w ogóle obchodzi, czy on wróci, czy nie? Znaczy, jeśli  wróci z wielkim kawałkiem mięsa i workiem złota w ramach pamiątek z podróży, to do diaska, ja i moje psy nie możemy się już doczekać. Powitalibyśmy go z otwartymi ramionami. Ba, nawet zaprosilibyśmy go na obiad! Ale oczywiście to się nigdy nie wydarzy.

– A skąd wiesz – powiedział Shion. – Z tym złotem to może lekka przesada, ale mięso…

– To się nie wydarzy – uciął Inukashi, potrząsając głową. Jego długie włosy rozrzuciły się na boki. – Nie ma mowy, żeby ten koleś przywiózł mi jakieś pamiątki, prezenty czy cokolwiek innego… nie tylko mi, ale w ogóle komukolwiek. Gdyby jednak jakimś cudem to zrobił, zabrałbym psy i spieprzał najdalej, jak się da. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żebym coś od niego przyjął i nie wpakował się w kłopoty. Rozumiesz, Shion? Znamy się od wieków, więc dam ci radę – Inukashi podniósł palec i pomachał nim przed nosem Shiona. – Ten gość to cwaniak i oszust, intrygant z krwi i kości. Ma gadane jak nikt inny. Potrafi cię omotać i zanim się obejrzysz, jesz mu z ręki. Zawsze był problematyczny. Jest niebezpieczny i gdzie się nie pojawi, tam ciągnie się za nim katastrofa. Związać się z kimś takim to jak wsadzić rękę do gniazda żmij, żeby ukraść im jaja – to praktycznie samobójstwo, słyszysz mnie? Zapamiętaj to sobie.

– Nie odpuścisz mu, co? – Shion powstrzymał nagły napad śmiechu. Ostry język Inukashi nie zmienił się ani trochę od czasu ich pierwszego spotkania. Jeśli już, stał się jeszcze bardziej kąśliwy.

- Oczywiście, że nie – prychnął Inukashi. – Nie masz pojęcia, ile przez niego musiałem wycierpieć. Nie słyszałeś nawet połowy!

- Ale nie chciałbyś go zobaczyć, Inukashi? – Zapytał Shion.

– Co? – Głos Inukashi zabrzmiał głośniej niżby sobie tego życzył, a słowa zaczęły się urywać. - Coś ty właśnie powiedział? Kto miałby chcieć zobaczyć kogo?

- Nie chciałbyś zobaczyć Nezumiego? Chciałbyś, prawda, Inukashi?

Inukashi zadrżał niczym mokry pies strząsający wodę.

– Ja? Chcieć zobaczyć tego oszusta? Tego naciągacza, tego trzeciorzędnego aktorzynę? Shion… czy tobie już do reszty odbiło z przepracowania? Nie masz przypadkiem halucynacji ani nic z tych rzeczy? Nie będę się z ciebie nabijać, ale serio, powinieneś rzucić ten swój Komitet Restrukturyzacyjny i skupić się na swoim zdrowiu. Mama Karan byłaby smutna, gdyby coś ci się stało.

– No tak, przyznam, że ostatnio jestem trochę przemęczony – zgodził się Shion. – Miałem sporo na głowie.

– I dalej masz sporo na głowie – odparł Inukashi. – Daj już sobie spokój, zanim zaczniesz widzieć rzeczy, których nie ma. Mógłbyś pracować u mnie, wiesz? Serio, zatrudnię cię do mycia psów, jak za starych, dobrych czasów.

– Kusząca propozycja.

Nie kłamał, ani nie żartował. To była najbardziej kusząca propozycja, jaką usłyszał od dawna - bardziej niż jakakolwiek oferta czy zaproszenie. Wołała wprost do jego serca.

– Wodociągi sięgają aż tutaj, więc łatwo o wodę. Nie trzeba już schodzić do rzeki – powiedział Inukashi. – Wszyscy są w siódmym niebie. Mamy też prąd i jest tak jasno, że aż trudno w to uwierzyć. No, ale psy nie lubią, jak jest zbyt jasno, więc używam tylko jednej lampy. Z tego też się wszyscy cieszą. To niebywałe, że mamy światło w nocy i nawet postawili nam tu szpital z prawdziwego zdarzenia… Chodzi mi o to, że wiem, jak ciężko pracowałeś.

- Nie tylko ja ciężko pracowałem - odparł Shion. –  Niemal każdy w zespole daje z siebie wszystko. To, co widzisz, jest owocem naszego wspólnego wysiłku. A przed nami jeszcze długa droga. Zadań przybywa tak szybko, że nie nadążam, już nawet nie widzę, co mam przed sobą. Tkwię po uszy w problemach, które muszę rozwiązać, i czasem mam ochotę ukryć twarz w dłoniach, bo zwyczajnie nie wiem, od czego zacząć.

Inukashi znów prychnął.

- To, co jeszcze można by zrobić, nie ma znaczenia. Ludzie mają limity, a ty ewidentnie jesteś u kresu swojego. Wystarczy na ciebie spojrzeć.

- Więc się o mnie martwisz… - powiedział Shion. – Dziękuję, Inukashi.

- Hę? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? — twarz Inukashi wykrzywiła się w grymasie irytacji, po czym zaczął energicznie wymachiwać rękami. — Żadna tam troska! Po prostu mówię ci: nie zajeżdżaj się jak idiota. Harowanie tak ciężko, że rujnujesz się psychicznie i fizycznie, to czysta głupota. Potworna głupota. Słyszysz? Zachowujesz się jak kompletny kretyn i bezmózgi bachor. W tej twojej zakutej pale nie ma absolutnie nic. Nawet na karmę dla moich psów byś się nie nadawał.

– … To było jeszcze gorsze od tego, co powiedziałeś o Nezumim.

– Nezumi? To oszust, krętacz i trzeciorzędny aktorzyna… ale zna samego siebie – stwierdził Inukashi. — Doprowadza mnie do szału, najchętniej bym mu przywalił, gdyby tylko nadarzyła się do tego okazja, ale jego mogę chociaż przerobić na karmę. Zna swoje możliwości. Jeśli coś idzie nie po jego myśli, po prostu się za to nie bierze. Nie ryzykuje, gdy wie, że przegra - i właśnie dlatego w tej chwili jest od ciebie o niebo lepszy.

Ach tak, więc o to chodzi. To ma sens. Shion w głębi duszy całkowicie się z tym zgadzał.

Inukashi miał rację. Nezumi świetnie sobie radził nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Jeśli istniała choćby najmniejsza szansa na powodzenie, dostrzegał ją i w pełni wykorzystywał. Znajdował punkt zaczepienia, aby pokonać przeszkodę. Potrafił przedostać się na drugą stronę muru, którego nikt inny nie byłby w stanie sforsować. Szanse na zwycięstwo, nowe możliwości, przebłyski nadziei – Nezumi sam je kreował. Shion widział to na własne oczy. Nieraz był świadkiem, jak Nezumi zamieniał niemożliwe w możliwe, a rozpacz w nadzieję. Widział to niezliczoną ilość razy.

- „… Ja potrafię tylko niszczyć, ale Shion stworzy je na nowo” – wymamrotał Inukashi.

Na te słowa Shion podniósł wzrok.

- Inukashi, co ty właśnie powiedziałeś?

- To były ostatnie słowa Nezumiego… No, może nie do końca ostatnie. Ale na pewno nie było to zwykłe pożegnanie. Może wyznanie? Nie, też nie - po prostu jakiś jego durny monolog. W każdym razie, tak mi powiedział.

- Kiedy?

- Kiedy to było, hmm… Prawdopodobnie dzień przed tym, jak opuścił No.6? A może jeszcze wcześniej? Nie pamiętam dokładnie, ale… wydaje mi się, że dodał też coś w stylu: „Zniszczyć coś jest sto razy łatwiej, niż to odbudować”. Heh, jak zwykle próbował udawać fajnego.

- Zniszczyć, hm… – zamyślił się Shion.

- Cóż destrukcja to w końcu jego specjalność. Zrobił taki pokaz z wysadzeniem tego wszystkiego w powietrze i w ogóle…

- Trudno się nie zgodzić.

Po tym, jak zniszczył No.6, Nezumi po prostu odszedł.

Shion zacisnął pięść.

 – Nie no, teraz to się wkurzyłem.

– Serio? To do ciebie niepodobne – rzucił Inukashi. – Hej, tylko nie mów, że wściekasz się na mnie?

– Jestem zły na Nezumiego – odpowiedział Shion.

Kim on, do diabła, myślał, że jest? Mówił, co chciał, niszczył, co mu się podobało, a potem po prostu sobie poszedł. Ot tak.

– Shion… Shion. – Inukashi chwycił go za ramię. – Nie rób takiej przerażającej miny. Zupełnie do ciebie nie pasuje. Właściwie to wygląda tak komicznie, że ledwo powstrzymuję się od śmiechu. Patrz, nawet psy się ciebie boją.

Shion rozejrzał się po holu, którego sufit w połowie się już zapadł. Psy w większości leżały rozciągnięte na ziemi albo bawiły się ze sobą; u jego stóp kuliła się gromadka śpiących szczeniąt.

– Nie wyglądają mi na przestraszone.

– Boją się nawet, jeśli tego po nich nie widać – zapewnił go Inukashi. – Kiedy jesteś wyluzowany, to daje psom poczucie bezpieczeństwa. Bycie wyluzowanym jest dużo lepsze od bycia przerażającym, jeśli mnie spytasz. A tak poza tym… – usta Inukashi lekko się zacisnęły. – Nezumi nigdy nie potrafiłby tego, co ty.

– Hm?

– On jest kimś, kto niszczy. Nigdy nie byłby w stanie zbudować nowego świata na zgliszczach, tak jak ty to robisz. Mógłby się szarpać, ile wlezie… ale to poza jego zasięgiem. Od samego początku brakowało mu tej zdolności. Sam mi to zresztą powiedział.

– Nezumi to wszystko powiedział…?

– Mhm, ale wiesz co? – kontynuował Inukashi. – W tym jednym muszę mu przyznać rację. Nie twierdzę, że jesteś jakiś wybitny, ale jedno wiem na pewno – Nezumi wcale nie jest taki wyjątkowy. Nie tak jak ty. Więc przestań się tak zapracowywać, jasne? I serio, odpuść sobie czekanie na tego nieszczęsnego aktorzynę. On nie wróci tylko dlatego, że na niego czekasz.

Ach, już rozumiem, uświadomił sobie Shion. Nie jestem zły. Jestem zirytowany samym sobą.

Nie pozostawało mu nic innego, jak czekać. Czuł się tak przytłoczony własną bezsilnością, że ledwie mógł ją znieść.

A mimo to wciąż w niego wierzył.

Nezumi nie łamał obietnic.

Jeszcze się spotkamy, Shion.

Nigdy nie porzuciłby tej przysięgi.

– A właśnie, prawie zapomniałem – powiedział Inukashi. – Chodzisz co miesiąc do tego parku, na miejscu starego Zakładu Karnego, prawda? Następnym razem zabierz mnie ze sobą. Przyprowadzę małego Shiona, niech się pobawi.

W rogu parku znajdował się pomnik wzorowany na fasadzie Zakładu Karnego. Powstał, by ocalić pamięć zarówno o tych, którzy zostali w nim uwięzieni i poświęceni, jak i o tragedii, która rozegrała się za jego murami. Na zewnętrznej ścianie wyryto imiona wszystkich znanych ofiar. Choć większość pochodziła ze starego Zachodniego Bloku, pośród nich znalazły się również te należące do mieszkańców No.6.

Imię Safu było jednym z nich. Dziewczyna, która była jego najbliższą przyjaciółką z dzieciństwa, zginęła wraz z upadkiem Zakładu Karnego.

Shion na jej cześć co miesiąc składał kwiaty. Te wizyty dodawały mu sił. Motywowały go - by nie było więcej ofiar, by śmierć wszystkich, których imiona wyryto na pomniku, w tym także Safu, nie poszła na marne - i wciąż na nowo rozmyślał nad tym, co jeszcze może, a co powinien zrobić.

– Brzmi dobrze – na myśl o Safu nie umiałyby powiedzieć, że jest zbyt zmęczony.

Inukashi cmoknął w irytacji, a dźwięk odbił się echem. Kilka psów od razu zareagowało, nastawiając uszy.

– Ej, słuchaj. Idziemy się tam zrelaksować, kapujesz? R-E-L-A-K-S. Porobimy coś przyjemnego, trochę się wyluzujemy, no wiesz? Jezu, gdybym dźwigał tyle co ty, już dawno nie mógłbym się  ruszyć. Pod takim ciężarem byłbym płaski jak naleśnik. Jeśli masz zamiar tylko roztrząsać te wszystkie skomplikowane sprawy, to ja nigdzie z tobą nie idę. To nie żadna frajda, tylko istna męczarnia. Nawet mały Shion ma tego dosyć.

– Frajda, hm?

– No, od czasu do czasu trzeba się zabawić – odparł Inukashi. – Na przykład możemy urządzić sobie piknik czy coś.

– Ach, to całkiem dobry pomysł. Może przygotuję kanapki? – Zaproponował Shion.

– Masz na myśli te od mamy Karan? Tylko mi nie mów, że sam je zrobisz – wtedy ich nie tknę.

– A to szkoda. Miałem nadzieję, że sam je przygotuję – odparł Shion z uśmiechem. – W takim razie poproszę mamę. Jeśli powiem jej, że wybieram się z tobą na piknik, na pewno się ucieszy i chętnie jakieś zrobi.

– Jest! – wrzasnął Inukashi. – Byłoby super! A możesz ją zapytać, czy zrobiłaby też kilka miękkich, żeby mały Shion mógł je zjeść? I jeśli to nie za wiele, to ja chcę taką z grubym plastrem szynki i mnóstwem jajka. Zawsze o takiej marzyłem.

– Przekażę jej – powiedział Shion. – Pewnie przygotuje też kilka kanapek z serem i spakuje nam jakieś owoce. Może nawet upiecze babeczki z domową konfiturą albo marmoladą.

– Ale uczta! Jak z bajki, aż się wzruszę. Shion, mówię zupełnie serio – pamiętaj, że obiecałeś mi piknik – oczy Inukashiego błyszczały, a różowy język przemknął po wargach.

– Dzięki, Inukashi.

– Co? Za co niby? Aaa, już wiem. Skoro przyniesiesz kanapki od mamy Karan, to ja wezmę ze sobą wodę. Prosto ze źródła – pierwsza klasa.

Shion dobrze wiedział, że Inukashi zaprasza go z troski - chciał mu doradzić i udzielić wsparcia. Nie był aż tak tępy.

– Dam ci znać, jak będę mógł wziąć dzień wolny. Musimy szybko dograć ten piknik.

– Jasne. Pozdrów ode mnie mamę Karan. A to pani… pani… jak to się nazywało?

– Panini.

– No właśnie. Powiedz jej, że było przepyszne.

– Tak jest – powiedział Shion. – Przekażę też twoją prośbę o kanapkę z szynką i jajkiem.

– Jesteś najlepszy – stwierdził Inukashi. – Serio, mógłbym ci teraz nawet szepnąć do ucha „kocham cię”. Ba, całego bym cię wycałował, gdybyś tylko chciał. Ja i moje psy wylizalibyśmy ci twarz do cna. Za darmo, oczywiście.

– Haha, to hojna oferta, ale dziś raczej podziękuję – zaśmiał się Shion. – Do zobaczenia, Inukashi.

– Do zobaczenia. Następnym razem pozwolę ci potrzymać małego Shiona.

– Dzięki. Za każdym razem jest tu coś, na co warto czekać. Na razie!

– Na razie. – Inukashi pomachał mu lekko, a wszystkie psy poderwały się jednocześnie, by odprowadzić go do wyjścia.

 

***

 

Obietnica pikniku nadal pozostawała tylko obietnicą. Shion nie był w stanie wziąć wolnego z powodu natłoku obowiązków, ale wyglądało na to, że jutro może mu się udać odpocząć po raz pierwszy od bardzo dawna. Pochmurne niebo również zdawało się przejaśniać.

– Ależ z przyjemnością! Zrobię dla Inukashi i Shiona najlepsze kanapki na świecie – powiedziała Karan. – Ach, oczywiście mam na myśli małego Shiona. Możesz im przekazać!

Jego matka chętnie wzięła na siebie to zadanie. Karan darzyła Inukashi i wychowywane przez niego dziecko wielką sympatią i zawsze o nich dopytywała. Gdyby Shion poprosił ją o przygotowanie prowiantu na jutro, zrobiłaby to z największą radością.

A jednak…

Wpatrywał się w okno. Jego szklana powierzchnia pokryta była kropelkami deszczu. W tafli dostrzegł swoje blade odbicie.

Ktoś, kto sprawnie posługuje się nożem, co?

Gdzieś tam ktoś krążył z nożem w ręku, bez wahania pozbawiając ludzi życia. Zabójca na wolności stanowił poważne zagrożenie. Shion nie miał zamiaru wtrącać się w sprawy Ministerstwa Bezpieczeństwa, ale chciał przynajmniej poznać wyniki śledztwa.

Ale dlaczego to się działo?

Ogarnęły go wątpliwości.

Dwa lata temu, gdy załamały się struktury bezpieczeństwa, nastąpił – na szczęście przejściowy – okres niemal całkowitej anarchii. W tym zamęcie ludzie zatracili swoje fundamenty – poczucie dobra i zła, poszanowanie porządku oraz zasad. Gdy kraj pogrążył się w chaosie, serca ludzi ogarnęła niepewność. Tym samym, gdy w ich wnętrzach znów zapanował spokój, kraj również odzyskał równowagę.

Wraz z powrotem porządku wskaźniki przestępczości gwałtownie spadły. Nie oznaczało to jednak jej całkowitego zaniku. Wciąż dochodziło do zabójstw, napaści, samobójstw. Zdarzały się kradzieże, drobne zamieszki, a między dawnymi mieszkańcami No.6 i Zachodniego Bloku często wybuchały spory.

Zgłoszony przez Ryukę incydent był jednak wyraźnie nietypowy. Ktoś zabijał ludzi z oczywistą premedytacją, a między ofiarami wciąż nie udało się znaleźć żadnego powiązania. Różnice płci, miejsca zamieszkania ani wieku zdawały się nie mieć znaczenia. Innymi słowy – były to morderstwa całkowicie przypadkowe. Ktoś uzbrojony w śmiercionośny nóż zabijał bez ładu i składu.

A może jednak istniało jakieś ukryte powiązanie między ofiarami?

Shion opuszkami palców dotknął szyby ze specjalnego szkła.

Czy było coś, co łączyło te trzy przypadki? Coś, czego Ministerstwo Bezpieczeństwa jeszcze nie odkryło? Na ten moment należało jednak przede wszystkim zdusić niebezpieczeństwo w zarodku. Nie mogło być kolejnych ofiar.

Po szybie spływały krople deszczu. Dwie zlały się w jedną, nabrały prędkości, po czym zniknęły, rozpryskując się na ramie okna.

– Nóż, hm? – mruknął pod nosem.

Być może dlatego, że deszczowe chmury zaczęły się przerzedzać, widok za oknem zrobił się nieco jaśniejszy.

 

***

 

Shion ruszył rowerem przez Park Leśny na zachód.

Letnie wieczory zwykle wypełniał gwar ludzi spacerujących lub spieszących do domu, jednak po burzy, gdy słońce już zaszło, na ulicach nie było nikogo poza nim. Ptaki skryte wśród liści milczały – nie rozlegał się ani jeden trel. Latarnie paliły się w równych odstępach, a ich światło tylko podkreślało wszędobylski mrok.

Na zachód od parku rozciągała się mała dzielnica, znana jako Utracone Miasto.

To właśnie tam jego matka, Karan, prowadziła niewielką piekarnię. Sprzedawała różne rodzaje pieczywa, muffiny, bułeczki, a czasem także ciasto wiśniowe i quiche, które kusiły klientów za szybą wystawową.

To nie był duży sklep, więc dzienne zyski raczej nie robiły wrażenia. Mimo to wymagał on sporo wysiłku i ciężkiej pracy fizycznej. Karan piekła codziennie, robiąc sobie wolne tylko raz na tydzień. Nawet tamtego dnia – w dniu, w którym upadło No.6 – piekła chleb, układała go w gablocie i rozdawała ludziom.

— Twoja matka to niesamowita kobieta — wyszeptał Nezumi, a jego słowa pełne podziwu zmieszały się  z zapachem świeżo upieczonego chleba. Shion pamiętał to dokładnie, czuł się wtedy, jakby przez chwilę unosił się w powietrzu.

Siedem dni później Nezumi go opuścił i zniknął.

Ich pierwsze spotkanie było przypadkowe, ale rozstaniu towarzyszyły słowa obietnicy.

Jeszcze się spotkamy Shion.

Obietnicy, która wciąż jeszcze czekała na spełnienie.

Po burzy silne podmuchy wiatru jeszcze przez jakiś czas przetaczały się przez miasto. Shion minął park i dotarł do  Utraconego Miasta. Brukowana droga lśniła od deszczu tak, że najciemniejsze zakamarki chodników zdawały się rozjaśniać. Wystarczyło skręcić z głównej ulicy, wspiąć się niewielką ścieżką pod górę – i byłby w domu.

Chwila... Może najpierw powinien kupić szynkę i jajka. I coś dla małego Shiona – jakieś owoce, które mógłby zjeść.

Ta myśl przyszła do niego nagle. U podnóża wzgórza mieścił się mały sklep spożywczy – jego asortyment nie powalał, ale co do jakości nie było żadnych wątpliwości.

Szynka, jajka, owoce. Kupi je i wróci do domu.

Zwolnił rower – i w tej samej chwili przeszył go dreszcz.

W uszach zadźwięczał mu alarm.

Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo.

Nacisnął hamulec. Przednie koło wpadło na coś z impetem, rower szarpnął i gwałtownie uniósł się w powietrze.

  Cholera! – Stracił równowagę i runął na asfalt, a rower z hukiem upadł tuż za nim. Na szczęście zdążył zwolnić na tyle, by zamortyzować uderzenie. Mimo to jego ciało przeszył chwilowy paraliż. – Auu…

Nie wracając uwagi na ból, natychmiast się podniósł. Syreny w jego głowie nie milkły.

Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo.

Zdolność wyczuwania zagrożenia, umiejętność natychmiastowej reakcji – te instynkty wykształcił u boku Nezumiego. W realnej walce były więcej niż wystarczające.

Uciekać? Nie tak prędko. To nie czas na panikę.

Shion wstał i ostrożnie zrobił krok naprzód.

Co to było przed chwilą?

To nie tak, że wpadł w poślizg  z powodu gwałtownego hamowania. Przednie koło zablokowało się nagle, jakby zostało zatrzymane. Przeszkoda? Co mogło leżeć na środku drogi?

Tuż przed upadkiem zauważył coś czarnego przecinającego snop światła z lampki roweru.

Shion sięgnął do kieszeni po latarkę i oświetlił rower.

Wstrzymał oddech. Na wysokości kolan dostrzegł czarną linię.

To był stalowy drut. O niego zahaczył – nic dziwnego, że się przewrócił.

Nic dziwnego? A właśnie że bardzo. Stalowy drut przeciągnięty przez środek drogi — to nie było normalne. Dobrze, że nie rzucił się do ucieczki. Gdyby pobiegł, pewnie zaplątałby się w linkę i upadł, a  tym razem mógłby nie mieć tyle szczęścia.

Zadrżał.

Kto to zrobił i dlaczego?

Droga była wąska, przeznaczona tylko dla pieszych i rowerzystów. Łączyła zachodnie wejście do parku z główną ulicą. Chodziło tamtędy sporo osób, paliły się latarnie. Ale że była to trasa dłuższa, Shion zawsze korzystał z pobliskiej bocznej alejki.

Właśnie tam ktoś rozpiął żyłkę – idealnie na wysokości kół roweru.

To nie był głupi żart. Nie, to z pewnością nie był żart. To była… pułapka.

Uciekaj, Shion. Wynoś się stąd, natychmiast!

Głos donioślejszy niż wszystkie alarmy wyraźnie zabrzmiał w jego głowie.

Głos, który niezliczoną ilość razy wyciągał go z opresji, niejednokrotnie wyrywając z objęć samej śmierci.

Biegnij. Szybko!

Shion zacisnął dłoń na latarce i rzucił się do biegu.

Nie zdążył – coś z całej siły pociągnęło go od tyłu, a jego ciałem wstrząsnęła lodowata świadomość.

To była żądza mordu.

Shion zachwiał się i odskoczył w bok.

– Ach! – Ból przeszył go od nasady ramienia. Ale bardziej niż ból czuł gorąco. Paliło go.

Potknął się o własne nogi, a plecami uderzył w ścianę. Należała do budynku, który niegdyś był restauracją prowadzoną przez starsze małżeństwo. Nawet po tym, jak chaos ucichł, nie wrócili, a miejsce pozostało opuszczone. Oznaczało to, że bez względu na to, ile hałasu zrobi, i tak nikt go nie usłyszy.

 Auć… — Dotknął ramienia drugą ręką. Poczuł zapach krwi. Jego dłoń była wilgotna i śliska.

 No proszę, ale jesteś zwinny – odezwał się przytłumiony głos. Coś się poruszyło w mroku.

Nie „coś”. Był to człowiek, ubrany całkowicie na czarno. Mężczyzna, sądząc po sylwetce. Miał szerokie ramiona, a jego twarz częściowo zakrywała czarna maska. W prawej dłoni trzymał nóż. Nawet w ciemności ostrze błysnęło groźnie w oczach Shiona.

Był to obosieczny sztylet, typowy do walki wręcz.

 Kto by pomyślał, że uda ci się uniknąć ciosu. Brawo, panie przewodniczący –  zakpił.

Nie było czasu, aby zapytać, kim on do diabła jest. Nóż poszybował po skosie –  celował prosto w gardło. Shion padł na ziemię w ułamku sekundy; ostrze przeleciało tuż nad jego głową, wydając ostre świst – odgłos przecinanego powietrza.

 Co…? — mężczyzna wydobył z siebie zdławiony odgłos. Najwyraźniej nie spodziewał się, że Shion w ogóle zdoła uniknąć ciosu.

Za wolny.

W porównaniu do Nezumiego, jego ruchy były wyraźnie spóźnione. Shion widział okazje do obrony lub ataku absolutnie wszędzie.

Nie lekceważ mnie. Nie uciekłem z paszczy śmierci po to, by dać się zabić tutaj.

Shion poderwał się i z całej siły kopnął mężczyznę w nadgarstek. Nóż wystrzelił w powietrze i z brzękiem upadł na zalaną deszczem ulicę. Shion zerwał się na równe nogi i rzucił do ucieczki. Jeśli tylko zdoła przebić się przez ten zaułek, może jakoś z tego wyjdzie.

– Cholera – nagle coś go podcięło. Poleciał do przodu. Jakimś cudem utrzymał się na nogach, ale  zupełnie stracił równowagę i znów uderzył ciałem o mur.

Druga żyłka.

– Byłeś naprawdę niezłą zwierzyną, ale… zabawa się skończyła.

Cień zbliżył się do niego.

Ostrze spadło.

 



[1] Makbet, William Shakespeare, w przekładzie Józefa Paszkowskiego (przyp. tłum.).

Komentarze

  1. W takiej chwili?! Jak tu wytrwać do następnego rozdziału?
    Btw czytając ten rozdział miałam łzy wzruszenia od momentu pojawienia się Inukashi. Zbyt łatwo wzrusza mnie fakt, że mamy nowe rozdziały i powrót starych bohaterów ;3
    No i zastanawia mnie kto to zapolowal na Shiona...

    Pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również ciepło pozdrawiam! Ja też wielokrotnie się wzruszam, najchętniej bym ich wszystkich wyściskała! Pani Asano naprawdę postanowiła trzymać nas w napięciu. (//▽//)

      Usuń
  2. Super tłumaczenie! Doceniam pracę :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję, że czytasz! I bardzo doceniam komentarz ♡ Przepraszam, że pojawił się tak późno, nie wiedzieliśmy, że są problemy z wyświetlaniem.

      Usuń

Prześlij komentarz