Tom I Rozdział I - część druga
Rozdział I
Jeszcze
jeden raz, część druga
Drzwi się
otworzyły i stanęła w nich kobieta o czarnych włosach i miedzianej cerze. Miała
ten sam odcień skóry, co Inukashi, choć, w przeciwieństwie do niego, jej luźne
loki nie rosły dziko, gdzie popadnie, natomiast nosiła je w średniej długości
fryzurze, podkreślającej jej okrągłe oczy i uroczy, zadarty nos.
-
Przewodniczący, jeśli mogłabym zająć chwilę – zaczęła. – Och, Tori,
przepraszam. Przeszkodziłam w czymś?
- Ach, Ryuka.
Nie, wszystko w porządku. Właśnie skończyliśmy. Um… przewodniczący, to ja już
pójdę – Tori ukłonił się i zarumieniony po uszy wyleciał z pokoju. Jego
policzki były jeszcze czerwieńsze niż chwilę temu.
- Na pewno
nie przeszkadzam? – Zapytała Ryuka. – Chciałam zdać raport, więc…
Przewodniczący? Coś nie tak? Dlaczego się śmiejesz…?
- Nie, nic.
Po prostu bawi mnie jak łatwy do przejrzenia jest Tori – odpowiedział Shion.
A więc o to
chodziło. „Żyć razem”, tak? Ostatecznie te słowa miały swoje drugie dno. Cały
Tori.
- Co? – Ryuka
przechyliła na bok głowę. Na jej twarzy malowało się zdezorientowanie. – Co
masz na myśli mówiąc „łatwy do przejrzenia”? Przerwałam w środku jakiejś
historii?
- Ach, nie,
nic z tych rzeczy – odparł Shion. – Jak powiedział Tori, właśnie skończyliśmy. Co
ważniejsze, miałaś coś do zaraportowania. To pilne?
- Nie,
raczej… jest coś, co mnie niepokoi. Prawda jest taka, że wydarzył się incydent
- wygląda na to, że miały miejsce trzy seryjne morderstwa.
Ryuka
pochodziła z dawnego Zachodniego Bloku. Jej ojciec, jako osoba odpowiedzialna
za targowisko, rozstrzygał spory i nadzorował ustalenia dotyczące lokalizacji
nowych sklepów. Innymi słowy, miał spore doświadczenie jako wpływowy człowiek. Shion
słyszał, że w czasach, gdy stary Zachodni Blok był tylko zwykłym miasteczkiem,
jej matka pracowała jako autorka książek dla dzieci.
Żadne z nich
nie przeżyło Polowania. Ojciec Ryuki zginął pod gruzami, a matkę rozstrzelali
żołnierze. Było całkiem prawdopodobne, że oboje zostali zakopani pod górą
trupów, którą Shion widział w podziemiach Zakładu Karnego.
Ryuka, która
przeżyła upadek murów, przez rok uczęszczała do bezpłatnej szkoły doszkalającej
utworzonej przez Komitet Restrukturyzacyjny, a następnie, na początku bieżącego
roku, zdała egzamin do służby cywilnej. Obecnie pełniła funkcję pracownika
Ministerstwa Bezpieczeństwa.
Ministerstwa
Bezpieczeństwa, które, rzecz jasna, zostało całkowicie zrestrukturyzowane. Nieograniczony
nadzór nad obywatelami, aresztowania bez przyczyny i wojskowe uzbrojenie -
wszystko to było obecnie zabronione. Funkcjonariusze Ministerstwa
Bezpieczeństwa, którzy przybywali na miejsce zdarzenia, mieli do dyspozycji
sprzęt niezbędny do ochrony życia, mienia i bezpieczeństwa obywateli, na
poziomie absolutnego minimum.
- Morderstwa…
Słyszałem, że trzy dni temu na obrzeżach Utraconego Miasta został zabity
mężczyzna – powiedział Shion.
- To prawda –
potwierdziła Ryuka. – Przedtem ciało młodego mężczyzny, który zginął w
niewyjaśnionych okolicznościach, znaleziono również na terenie starego
Zachodniego Bloku. Wreszcie, dziś rano w tej samej okolicy odkryto zwłoki – jak
się zdaje – kobiety.
- „Jak się
zdaje – kobiety”? Co masz przez to na myśli?
- Cało było w
stanie tak zaawansowanego rozkładu, że na ocznie nie dało się określić płci
denata. Prawdopodobnie leżało tam przez miesiąc od śmierci. Żadna z ofiar nie
miała przy sobie niczego, co pozwalałoby określić, kim są. Obecnie trwają
badania DNA, aby umożliwić ich identyfikację.
- Rozumiem… –
zamyślił się Shion. – Nieważne, jak zimno było na dworze, ciało leżące na
wierzchu przez miesiąc śmierdziałoby dość mocno. Dlaczego zostało znalezione dopiero
teraz? Było zakopane głęboko pod ziemią?
- Nie. Co
prawda było zakopane, ale bardzo płytko. No i rzeczywiście, zapach był
intensywny.
- I minął
miesiąc zanim ktoś je odkrył?
Usta Ruki
wykrzywiły się w pełen sprzeczności grymas, jakby nie wiedziała, czy ma się roześmiać,
czy rozpłakać.
- To Zachodni
Blok.
- Słucham?
- Gnijące
zwłoki były zakopane w rogu starego Zachodniego Bloku – powtórzyła Ryuka. –
Ludzie stamtąd… cóż, są przyzwyczajeni do trupów. I do zapachu również.
- Ach… -
odpowiedź Shiona ugrzęzła mu w gardle.
No przecież. Śmierć
krążyła nad Zachodnim Blokiem niczym niespokojny wiatr. Była tu, tam, wszędzie.
Zapach krwi, odór rozkładu, szepty ostatnich modlitwy, zbezczeszczone ciała,
jęki agonii — Zachodni Blok był tym wszystkim przesiąknięty.
- Jednym z
obowiązków mojego ojca była poranna Ekipie Sprzątającej przy porannym zbieraniu
ciał tych, którzy przez noc zmarli na targowisku – kontynuowała Ryuka. -
Ponieważ to był bazar, nie śmierdziało jakoś szczególnie, ale zwłoki widywałam
codziennie. Zresztą nie tylko ja – widywali je praktycznie wszyscy. Byliśmy do
tego całkowicie przyzwyczajeni… dlatego właśnie myślę, że nikt nie zwrócił
uwagi na to ciało. Dopiero gdy smród zrobił się naprawdę dokuczliwy, ludzie
zaczęli się przejmować. Tyle w temacie, tak sądzę.
- Rozumiem…
Shion wciąż
był jednak naiwny. Sam nie potrafił dojść do takich wniosków.
- Och, ale
łapanie przestępców to zadanie Ministerstwa Bezpieczeństwa – powiedziała Ryuka.
- Nie ma potrzeby byś się w to angażował.
- Ależ
oczywiście – zgodził się Shion. – Nawet jeślibym się w to zaangażował, nie
sądzę, że poradziłbym sobie z czymś takim jak złapanie mordercy!
- Zupełnie
nie nadajesz się do tej roboty, co? – zaśmiała się lekko Ryuka. Jej twarz
rozjaśniał beztroski uśmiech młodego człowieka.
Bardzo
przypominał mu ten Safu - jej szczery, dziewczęcy uśmiech.
Shion,
zostawiam wszystko w twoich rękach.
To były
ostatnie słowa, jakie od niej usłyszał.
Powiedział
jej wtedy, że zrozumiał, że nigdy ich nie zapomni, tak długo, jak będzie żył.
Wyraz twarzy
Ruki spoważniał, stając się z powrotem właściwym dla dwudziestoletniego
dorosłego.
- Zwróciłam
ci na to uwagę, ponieważ chcę, żebyś zachował ostrożność. Przewodniczący,
mieszkasz w Utraconym Mieście, prawda? W dodatku blisko dawnego Zachodniego
Bloku.
- Tak, ale…
chcesz przez to powiedzieć, że może chodzić o mnie? Przemawiają za tym jakieś
dowody?
- Nie –
stwierdziła Ryuka z przekonaniem. – Nie ma żadnych dowodów na to, że to ty
jesteś celem ataków mordercy. Natomiast obawiam się, że poruszanie się pomiędzy
domem a ratuszem na rowerze w obecnej sytuacji jest dość niebezpieczne. Dlatego,
no cóż… wiem, że to wykracza poza moje kompetencje, ale… czy mógłbyś rozważyć
tymczasowo dojazdy samochodem? Omówiłam tę sugestię z przełożonym. Jeśli się
zgodzisz, zajmę się organizacją pojazdu.
-
Ministerstwo Bezpieczeństwa uważa te trzy zgony za części tej samej serii
morderstw, tak? - Zapytał Shion. -
Pomijając na chwilę, czy sprawca był jeden, czy było ich kilku… Sama
świadomość, że ktoś bezkarnie morduje od Utraconego Miasta aż po dawny Zachodni
Blok… przechodzi ludzkie pojęcie. Ofiary nie miały ze sobą nic wspólnego?
Były sobie zupełnie obce?
- Zgadza się -
przytaknęła Ryuka. - Kobieta wciąż nie została zidentyfikowana, ale w przypadku
dwóch mężczyzn nie udało się znaleźć żadnych punktów wspólnych. Wiek, budowa
ciała, zawód, sytuacja rodzinna… nic, co by ich łączyło. Natomiast sposób
zabójstwa był identyczny, także w przypadku kobiety. Wszystkim trojgu podcięto
gardło ostrym narzędziem.
Shion
wpatrywał się w stojącą przed nim Ryukę.
- Ostrym
narzędziem?
- Najprawdopodobniej
nożem. Wojskowej klasy albo innym, zaprojektowanym z myślą o zabijaniu.
Dodatkowo - i to może być subiektywna ocena - morderstwo zostało dokonane z
dużą wprawą. Pomimo postępującego rozkładu, ciała mężczyzn miały tak czyste
cięcia, że patomorfolog nie mógł wyjść z podziwu. Stwierdził, że „przy takim
cięciu ofiara prawdopodobnie zmarła, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co
się dzieje”. W związku z tym uważamy, że sprawcą jest osoba o wyjątkowych
umiejętnościach posługiwania się nożem.
Słowa Ryuki
zaczęły się stopniowo oddalać, a zamiast tego w uszach Shiona głośno dudniło
bicie jego własnego serca.
Nóż,
wojskowej klasy, czyste cięcia, wyjątkowe umiejętności…
Słowa, które
przed chwilą usłyszał, krążyły niespokojnie w jego głowie.
Nie, to, o
czym właśnie pomyślałem, jest absurdalne. To po prostu nie może być prawda.
Shion
wciągnął głęboko powietrze, po czym powoli je wypuścił.
Jego puls
stopniowo zwalniał.
Nieprawdopodobne.
Taki scenariusz… nie mógłby się wydarzyć.
- Przewodniczący?
- Odezwała się ostrożnie Ryuka.
- Ach, tak.
Zrozumiałem - odpowiedział Shion. - Jestem pewien, że Ministerstwo
Bezpieczeństwa już działa, nawet bez moich wskazówek, ale proszę o wydanie
oficjalnego komunikatu o zagrożeniu, również w dzielnicach, w których zdarzenia
miały miejsce.
- Tak jest - potwierdziła Ryuka. - Zwiększyliśmy
również liczbę patroli w tych rejonach. Choć sprawa trafiła już do mediów,
wielu mieszkańców dawnego Zachodniego Bloku w dalszym ciągu nie ma nawyku ich
śledzenia, dlatego planujemy także rozwiesić fizyczne ogłoszenia. To może i
staroświecka metoda, ale - ku zaskoczeniu - nadal skuteczna - na te słowa Ryuka
powoli mrugnęła. - Przewodniczący, powtarzam się, ale twój dom znajduje się w
jednym z zagrożonych obszarów. Proszę zachowaj ostrożność. Naprawdę uważam, że na
razie powinieneś zrezygnować z dojazdów rowerem.
- Mówisz…
Ach, ale bez obaw, nic mi nie będzie – odparł Shion. – Zatrudnię ochroniarza.
-
Ochroniarza? Jeśli tak, to weź, proszę, kogoś wykwalifikowanego z Ministerstwa
Bezpieczeństwa.
Shion lekko
pokręcił głową, odrzucając propozycję Ryuki.
- Tak się
składa, że znam pewną osobę, więc wynajmę prywatnego ochroniarza od niej. Nie
ma potrzeby angażować w to pracownika miasta.
Prawda była
taka, że nie tylko Ministerstwo Bezpieczeństwa, ale wszystkie wydziały i
stanowiska cierpiały z powodu chronicznych braków kadrowych, więc nawet nie
brał pod uwagę przerzucania kogoś dla własnej wygody. Poza tym, przerażała go sama
myśl o dojeżdżaniu do pracy w towarzystwie zupełnie nieznanego funkcjonariusza Ministerstwa
Bezpieczeństwa… Choć była to pewnie lekka przesada. Niemniej ciążyło mu to na
sercu, a skoro już miał wybierać, bez wahania postawiłby na kogoś, przy kim
zawsze dobrze się czuł.
- Tak się
składa, że nasz pewną osobę? – Zapytała Ryuka.
- Tak –
potwierdził Shion. – Znam kogoś, kto użyczy mi doskonałego, pierwszorzędnego
ochroniarza, jeśli tylko o to poproszę.
Ryuka
nieznacznie zmarszczyła brwi. Wyglądało na to, że rozważa słowa Shiona.
- Zrozumiano
- jej twarz znów się rozluźniła. - W takim razie przynajmniej przekaż
poniesione koszty osobiste do Ministerstwa Bezpieczeństwa. Potraktujemy to jako
wydatek publiczny.
- Naprawdę?
Dziękuję - powiedział Shion. - Pewnie i tak skończy się na kawałku mięsa z
kością, suszonych owocach i serze za każdy dzień pracy. Może poprosi jeszcze o dwie
albo trzy suszone ryby.
- Co? Mięso z
kością… - Ryuka zamarła z lekko otwartymi ustami. Zamrugała parę razy.
Shion
zacisnął usta, aby powstrzymać śmiech. Po raz kolejny zapewnił ją, że wszystko
będzie w porządku.
- Dogadam się
w sprawie ochrony osobistej. Tyle jeszcze mogę zrobić.
- Dobrze. W
takim razie poinformuję przełożonego - po tych słowach Ryuka opuściła
pomieszczenie.
W pewnym
momencie deszcz przestał padać, a wiatr wyraźnie przycichł.
Może jutro
odwiedzę Inukashi?
Wsłuchując
się w zanikający szum wiatru, Shion podjął decyzję.
Inukashi. To nie było jego prawdziwe imię,
rzecz jasna. Nikt nie znał jego prawdziwego imienia, włączając w to samego
Inukashi.
Inukashi był
drogim przyjacielem Shiona, mieszkającym w starym Zachodnim Bloku. Odkąd tylko
sięgał pamięcią, żył wśród psów - dzielił z nimi codzienność, utrzymując się z
ich wypożyczania, tak wtedy, jak i teraz.
W czasach,
gdy mury No.6 wciąż oddzielały je od Zachodniego Bloku, psy były nieocenioną
pomocą w walce z zimowym chłodem. Shion doświadczył tego osobiście tylko raz,
ale dobrze pamiętał, jak przyjemnie ciepło było spać obok psa - wielu ludzi
korzystało wtedy z usług Inukashi, by uniknąć śmierci z wychłodzenia.
Obecnie dawny
Zachodni Blok przekształcił się w dzielnicę biznesową, a dla dzieci i osób
starszych utworzono zaplecze socjalne. W rezultacie prawie zupełnie zanikła
potrzeba wypożyczania psów na mroźne, zimowe noce. Zamiast tego zaczęli
pojawiać się nowi klienci - dawni mieszkańcy No.6, chcący adoptować psy jako
zwierzęta domowe lub stróżujące.
Podobno
niektórzy z nich prosili nawet o możliwość wykupienia psa na własność, zamiast
tylko go wypożyczać.
- Ale mam taką
zasadę, że nie sprzedaję ich, dopóki nie znajdzie naprawdę dobry powód -
stwierdził Inukashi, gdy niedawno spotkał się z Shionem, który przyniósł mu
domowe precle i panini od Karan. Inukashi
w zachwycie wcisnął do ust olbrzymi kęs, powoli go przeżuł, po czym wyraził
swoje uznanie:
- Tak dobre, że aż chce się płakać. A teraz
nagroda dla dzielnego chłopca na posyłki mamusi - powiedział, nalewając
Shionowi gorącej czarnej herbaty.
Stare liście
już dawno utraciły cały swój kolor i aromat, jednak dla Shiona ta herbata była
smaczniejsza niż jakikolwiek inny, wykwintny napój.
Był to smak Zachodniego
Bloku.
W pokoju
Nezumiego kosztował go setki razy.
Biały kubek z
wyszczerbionym rantem wciąż tam stał. Piec, który służył im zarówno za
ogrzewanie, jak i kuchenkę, solidne, stare krzesło ukryte pod stertą książek, niezgłębione
zasoby jego biblioteki - wszystko to zostało bez zmian. Shion od czasu do
czasu, gdy tylko pozwalał mu na to grafik, przychodził, by posprzątać,
przewietrzyć pomieszczenie i zostać na chwilę. Zdarzało mu się nawet uciąć
sobie krótką drzemkę.
W takich
momentach budziło się w nim pewne wspomnienie - tak żywe, że oscylowało na
granicy snu i jawy. Tego dnia, w tamtym pokoju pełnym książek, Shion poprosił o
coś Nezumiego.
– Mógłbyś
wyrecytować Makbeta?
Nezumi
spojrzał się na niego, przechylając lekko głowę.
– Makbeta?
Którą część?
– Akt piąty,
scena piąta, zaraz po tym, jak Makbet dowiedział się o śmierci jego żony.
– Czemu
Makbet?
– Nie
wiem – odpowiedział Shion. – Sam się zastanawiam. Tak jakoś chciałem usłyszeć z
twoich ust Makbeta. Mógłbyś?
– Cóż,
nie mam nic przeciwko.
Nezumi poprawił się na krześle i zaczął recytować:
– Ciągle
to jutro, jutro i znów jutro
Wije
się w ciasnym kółku od dnia do dnia
Aż
do ostatniej głoski czasokresu;
A
wszystkie wczora to były pochodnie,
Które
głupocie naszej przyświecały
W
drodze do śmierci. Zgaśnij, wątłe światło!
Życie jest tylko przechodnim półcieniem...[1]
Spokojny głos,
przepełniony ukrytą pasją; profil Nezumiego oświetlony blaskiem lampy; własne
serce Shiona, które zdawało się jednocześnie szybować wysoko i tonąć w niezbadanych
głębinach - wszystko to pamiętał aż nazbyt wyraźnie. Nieważne, ile czasu
upłynęło, te wspomnienia nie wyblakły ani odrobinę.
Wspomnienia,
które z taką łatwością wciągały człowieka w przeszłość, mimo że wszystko wciąż
tutaj było - kubek, piec, krzesło, książki...
Brakowało
tylko ich właściciela.
Shion wziął od
Inukashi podany mu kubek ze stali nierdzewnej.
- Naprawdę
dobry powód? Jaki to miałby być? – Zapytał, popijając łyk herbaty. Wbrew
własnej woli usiłował skupić się na osobie siedzącej naprzeciwko, a nie na tej,
której tu nie było.
- Naprawdę
dobry to naprawdę dobry - odparł Inukashi.
- W takim
razie na pewno masz jakieś „naprawdę dobre” kryteria, prawda?
- Kry-te-tria?
A co to jest? Da się to zjeść? Jest tak dobre jak chlebek mamy Karan? – Spytał
Inukashi.
- To nic
jadalnego – odpowiedział Shion. – Chodzi mi o to, czym się kierujesz, kiedy
decydujesz się oddać komuś psa. To chcę wiedzieć.
- Aaa,
rozumiem – rzucił Inukashi. – Po prostu,
jeśli mam pewność, że ktoś będzie o niego dbał bardziej niż ja, to może i się
zgodzę. Ale najpierw i tak muszą mi zapłacić, żeby w ogóle go zobaczyć.
Głaszcząc
brązowego, długowłosego psa, który podszedł spragniony uwagi, Inukashi potarł
palce w starym jak świat geście oznaczającym pieniądze.
- A skąd masz
tę pewność? Zadajesz im dużo pytań?
- No wiesz,
takie rzeczy się po prostu widzi - odpowiedział Inukashi. - Jak patrzą na psa,
jak się nim zajmują, jak się wysławiają. Od razu widać, czy ktoś naprawdę kocha
psa albo że będzie się nim dobrze opiekować, i tyle. Przy takich ludziach pies
też od razu czuje się bezpiecznie. Psy są bardzo nerwowe przy osobach, których
nie lubią, ale przy porządnych ludziach są spokojne i radosne już od samego początku.
Więc pytam psa: „Chcesz zostać dzieckiem tego człowieka?” Jeśli pies mówi
„tak”, to sprawa załatwiona.
- To ma sens
– stwierdził Shion.
- Niektórzy
tylko pieją z zachwytu, że piesek ma słodką mordkę albo opowiadają, jak to
marzą o białym psie, z kręconym ogonem, rodowodem, oklapniętymi uszami i innymi
takimi - wszystkich od razu spławiam – ciągnął Inukashi. – Zero zaufania. Psy też ich nie czują. Zdarza
się, że wypożyczę im psa na chwilę, ale nie na stałe. Zresztą, gdyby się bał, i
tak bym go im nie zostawił.
- Teraz łapię…
- powiedział Shion. – Niesamowite… masz nosa do ludzi, co? – Rzeczywiście był
pod wrażeniem.
- No pewnie!
Całe życie spędziłem tutaj z psami. Są o wiele mądrzejsze i dużo bardziej rozważne
niż ludzie. Zawsze wywęszą prawdę.
Lekki podmuch
wiatru rozwiał jego bujne włosy.
Gdy się
poznali, Inukashi mieszkał w ruinach dawnego hotelu. Nawet teraz, kiedy
okoliczne rudery i baraki były w trakcie przebudowy, Inukashi wciąż pozostawał
na swoim miejscu.
- To dobre
miejsce, Inukashi - mruknął nagle Shion.
- No pewnie,
że dobre - przecież to hotel z najwyższej półki - odparł Inukashi. - Spróbuj
mnie stąd wykurzyć, a rozszarpię ci gardło, jasne, Shion?
Inukashi
brzmiał, jakby był gotów zamienić słowa w czyny. Może wyczuwając napięcie
swojego pana, brązowy pies łypnął spode łba na Shiona — w tym spojrzeniu również
dało się wyczuć nutę groźby.
Shion powoli
dopił resztki słabej czarnej herbaty.
Nawet bez tej
groźby, nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
- Prawdę
mówiąc, nie jestem w stanie wyobrazić sobie ciebie mieszkającego gdzie indziej.
- Ja nie chcę
mieszkać gdzie indziej - warknął Inukashi. – Ano właśnie, czy ty sam
przypadkiem nie zostawiłeś pokoju Nezumiego nietk… - urwał w połowie i odwrócił
wzrok.
Minęło sporo
czasu odkąd Shion ostatnio usłyszał z jego ust imię Nezumiego. Mógł to być
nawet pierwszy raz, od kiedy Nezumi ich opuścił. Inukashi ścisnął wargi, jakby żałował,
że w ogóle się odezwał.
Shion odłożył
kubek, kiwając głową. Starał się zachować najbardziej naturalny i pogodny ton,
na jaki było go stać.
– Zostawiłem
wszystko tak, jak było. W końcu nie powinienem niczego ruszać bez zgody właściciela.
Po tych
słowach podniósł się do wyjścia.
- W każdym
razie muszę lecieć. Dzięki za herbatę.
- Shion – wpatrywała się w niego para czarnych oczu. –
Ty… naprawdę myślisz, że on wróci?
Inukashi
również wstał. Miał na sobie luźną koszulę w ciemnym kolorze i spodnie
porozciągane w kilku miejscach. Choć był to strój znacznie lepszy od tego,
który nosił wcześniej, jego nawyk wybierania starych, znoszonych rzeczy pozostał
ten sam.
- Urosłeś,
Inukashi – powiedział Shion.
- Hę?
- Urosłeś.
Zmieniasz się.
Rzeczywiście,
Inukashi stał się wyższy, a jego sylwetka zaczynała się zaokrąglać w sposób,
który trudno było przeoczyć. Choć ramiona wciąż miał szczupłe, pojawiła się w
nich miękkość, której nie mają mężczyźni.
- Nie
zmieniaj mi tutaj tematu! – Wrzasnął Inukashi.
Brązowy kundel
podniósł się na nogi, a reszta psów z okolicy zaczęła się zbierać wokół nich.
Nie było w tym nic nadzwyczajnego – były naprawdę dobrze wyszkolone.
Wystarczyło jedno słowo Inukashi, aby rzuciły się na człowieka lub stanęły w
jego obronie. Potrafiły dostarczać przedmioty i roznosić listy. Taka była ich natura.
- Zadałem ci
pytanie Shion. Zapytałem o twoje odczucia - Inukashi pstryknął palcami, a psy
podeszły bliżej. – Nie mów mi, że ty naprawdę na niego czekasz. Serio wierzysz,
że on wróci?
- Ta.
- „Ta”…? I możesz
to ot tak sobie powiedzieć, hm? Nieważne, ile czasu upłynie, ty zawsze będziesz
tak samo tępy. Nic się nie zmieniłeś – zadrwił Inukashi. Nie szydził z niego -
był to pełen ciepła, przyjacielski śmiech.
- A ty
myślisz, że nie? – Zapytał Shion.
- Co „nie”?
- Myślisz, że
on nie wróci?
Uśmiech
zaniknął z twarzy Inukashi, a jego miejsce zajęły dwie wyraźne zmarszczki
pomiędzy brwiami.
- Dlaczego
mnie o to pytasz? Co mnie w ogóle obchodzi, czy on wróci, czy nie? Znaczy, jeśli
wróci z wielkim kawałkiem mięsa i
workiem złota w ramach pamiątek z podróży, to do diaska, ja i moje psy nie
możemy się już doczekać. Powitalibyśmy go z otwartymi ramionami. Ba, nawet
zaprosilibyśmy go na obiad! Ale oczywiście to się nigdy nie wydarzy.
– A skąd
wiesz – powiedział Shion. – Z tym złotem to może lekka przesada, ale mięso…
– To się nie
wydarzy – uciął Inukashi, potrząsając głową. Jego długie włosy rozrzuciły się
na boki. – Nie ma mowy, żeby ten koleś przywiózł mi jakieś pamiątki, prezenty
czy cokolwiek innego… nie tylko mi, ale w ogóle komukolwiek. Gdyby jednak jakimś
cudem to zrobił, zabrałbym psy i spieprzał najdalej, jak się da. Nigdy się jeszcze
nie zdarzyło, żebym coś od niego przyjął i nie wpakował się w kłopoty.
Rozumiesz, Shion? Znamy się od wieków, więc dam ci radę – Inukashi podniósł
palec i pomachał nim przed nosem Shiona. – Ten gość to cwaniak i oszust, intrygant
z krwi i kości. Ma gadane jak nikt inny. Potrafi cię omotać i zanim się
obejrzysz, jesz mu z ręki. Zawsze był problematyczny. Jest niebezpieczny i
gdzie się nie pojawi, tam ciągnie się za nim katastrofa. Związać się z kimś
takim to jak wsadzić rękę do gniazda żmij, żeby ukraść im jaja – to praktycznie
samobójstwo, słyszysz mnie? Zapamiętaj to sobie.
– Nie odpuścisz
mu, co? – Shion powstrzymał nagły napad śmiechu. Ostry język Inukashi nie
zmienił się ani trochę od czasu ich pierwszego spotkania. Jeśli już, stał się
jeszcze bardziej kąśliwy.
- Oczywiście,
że nie – prychnął Inukashi. – Nie masz pojęcia, ile przez niego musiałem wycierpieć.
Nie słyszałeś nawet połowy!
- Ale nie
chciałbyś go zobaczyć, Inukashi? – Zapytał Shion.
– Co? – Głos
Inukashi zabrzmiał głośniej niżby sobie tego życzył, a słowa zaczęły się urywać.
- Coś ty właśnie powiedział? Kto miałby chcieć zobaczyć kogo?
- Nie
chciałbyś zobaczyć Nezumiego? Chciałbyś, prawda, Inukashi?
Inukashi
zadrżał niczym mokry pies strząsający wodę.
– Ja? Chcieć
zobaczyć tego oszusta? Tego naciągacza, tego trzeciorzędnego aktorzynę? Shion…
czy tobie już do reszty odbiło z przepracowania? Nie masz przypadkiem
halucynacji ani nic z tych rzeczy? Nie będę się z ciebie nabijać, ale serio,
powinieneś rzucić ten swój Komitet Restrukturyzacyjny i skupić się na swoim zdrowiu.
Mama Karan byłaby smutna, gdyby coś ci się stało.
– No tak,
przyznam, że ostatnio jestem trochę przemęczony – zgodził się Shion. – Miałem sporo
na głowie.
– I dalej
masz sporo na głowie – odparł Inukashi. – Daj już sobie spokój, zanim zaczniesz
widzieć rzeczy, których nie ma. Mógłbyś pracować u mnie, wiesz? Serio,
zatrudnię cię do mycia psów, jak za starych, dobrych czasów.
– Kusząca
propozycja.
Nie kłamał,
ani nie żartował. To była najbardziej kusząca propozycja, jaką usłyszał od
dawna - bardziej niż jakakolwiek oferta czy zaproszenie. Wołała wprost do jego
serca.
– Wodociągi sięgają
aż tutaj, więc łatwo o wodę. Nie trzeba już schodzić do rzeki – powiedział
Inukashi. – Wszyscy są w siódmym niebie. Mamy też prąd i jest tak jasno, że aż
trudno w to uwierzyć. No, ale psy nie lubią, jak jest zbyt jasno, więc używam tylko
jednej lampy. Z tego też się wszyscy cieszą. To niebywałe, że mamy światło w
nocy i nawet postawili nam tu szpital z prawdziwego zdarzenia… Chodzi mi o to,
że wiem, jak ciężko pracowałeś.
- Nie tylko
ja ciężko pracowałem - odparł Shion. – Niemal
każdy w zespole daje z siebie wszystko. To, co widzisz, jest owocem naszego wspólnego
wysiłku. A przed nami jeszcze długa droga. Zadań przybywa tak szybko, że nie
nadążam, już nawet nie widzę, co mam przed sobą. Tkwię po uszy w problemach,
które muszę rozwiązać, i czasem mam ochotę ukryć twarz w dłoniach, bo
zwyczajnie nie wiem, od czego zacząć.
Inukashi znów
prychnął.
- To, co
jeszcze można by zrobić, nie ma znaczenia. Ludzie mają limity, a ty ewidentnie jesteś
u kresu swojego. Wystarczy na ciebie spojrzeć.
- Więc się o
mnie martwisz… - powiedział Shion. – Dziękuję, Inukashi.
- Hę? Skąd ci
to w ogóle przyszło do głowy? — twarz Inukashi wykrzywiła się w grymasie
irytacji, po czym zaczął energicznie wymachiwać rękami. — Żadna tam troska! Po
prostu mówię ci: nie zajeżdżaj się jak idiota. Harowanie tak ciężko, że
rujnujesz się psychicznie i fizycznie, to czysta głupota. Potworna głupota.
Słyszysz? Zachowujesz się jak kompletny kretyn i bezmózgi bachor. W tej twojej
zakutej pale nie ma absolutnie nic. Nawet na karmę dla moich psów byś się nie
nadawał.
– … To było jeszcze
gorsze od tego, co powiedziałeś o Nezumim.
– Nezumi? To
oszust, krętacz i trzeciorzędny aktorzyna… ale zna samego siebie – stwierdził
Inukashi. — Doprowadza mnie do szału, najchętniej bym mu przywalił, gdyby tylko
nadarzyła się do tego okazja, ale jego mogę chociaż przerobić na karmę. Zna
swoje możliwości. Jeśli coś idzie nie po jego myśli, po prostu się za to nie
bierze. Nie ryzykuje, gdy wie, że przegra - i właśnie dlatego w tej chwili jest
od ciebie o niebo lepszy.
Ach tak,
więc o to chodzi. To ma sens.
Shion w głębi duszy całkowicie się z tym zgadzał.
Inukashi miał
rację. Nezumi świetnie sobie radził nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Jeśli
istniała choćby najmniejsza szansa na powodzenie, dostrzegał ją i w pełni wykorzystywał.
Znajdował punkt zaczepienia, aby pokonać przeszkodę. Potrafił przedostać się na
drugą stronę muru, którego nikt inny nie byłby w stanie sforsować. Szanse na
zwycięstwo, nowe możliwości, przebłyski nadziei – Nezumi sam je kreował. Shion widział
to na własne oczy. Nieraz był świadkiem, jak Nezumi zamieniał niemożliwe w
możliwe, a rozpacz w nadzieję. Widział to niezliczoną ilość razy.
- „… Ja potrafię
tylko niszczyć, ale Shion stworzy je na nowo” – wymamrotał Inukashi.
Na te słowa
Shion podniósł wzrok.
- Inukashi, co
ty właśnie powiedziałeś?
- To były
ostatnie słowa Nezumiego… No, może nie do końca ostatnie. Ale na pewno nie było
to zwykłe pożegnanie. Może wyznanie? Nie, też nie - po prostu jakiś jego durny
monolog. W każdym razie, tak mi powiedział.
- Kiedy?
- Kiedy to
było, hmm… Prawdopodobnie dzień przed tym, jak opuścił No.6? A może jeszcze
wcześniej? Nie pamiętam dokładnie, ale… wydaje mi się, że dodał też coś w
stylu: „Zniszczyć coś jest sto razy łatwiej, niż to odbudować”. Heh, jak zwykle
próbował udawać fajnego.
- Zniszczyć, hm…
– zamyślił się Shion.
- Cóż
destrukcja to w końcu jego specjalność. Zrobił taki pokaz z wysadzeniem tego
wszystkiego w powietrze i w ogóle…
- Trudno się
nie zgodzić.
Po tym, jak
zniszczył No.6, Nezumi po prostu odszedł.
Shion
zacisnął pięść.
– Nie no, teraz to się wkurzyłem.
– Serio? To
do ciebie niepodobne – rzucił Inukashi. – Hej, tylko nie mów, że wściekasz się
na mnie?
– Jestem zły
na Nezumiego – odpowiedział Shion.
Kim on, do
diabła, myślał, że jest? Mówił, co chciał, niszczył, co mu się podobało, a
potem po prostu sobie poszedł. Ot tak.
– Shion…
Shion. – Inukashi chwycił go za ramię. – Nie rób takiej przerażającej miny.
Zupełnie do ciebie nie pasuje. Właściwie to wygląda tak komicznie, że ledwo
powstrzymuję się od śmiechu. Patrz, nawet psy się ciebie boją.
Shion
rozejrzał się po holu, którego sufit w połowie się już zapadł. Psy w większości
leżały rozciągnięte na ziemi albo bawiły się ze sobą; u jego stóp kuliła się
gromadka śpiących szczeniąt.
– Nie
wyglądają mi na przestraszone.
– Boją się
nawet, jeśli tego po nich nie widać – zapewnił go Inukashi. – Kiedy jesteś
wyluzowany, to daje psom poczucie bezpieczeństwa. Bycie wyluzowanym jest dużo
lepsze od bycia przerażającym, jeśli mnie spytasz. A tak poza tym… – usta
Inukashi lekko się zacisnęły. – Nezumi nigdy nie potrafiłby tego, co ty.
– Hm?
– On jest kimś,
kto niszczy. Nigdy nie byłby w stanie zbudować nowego świata na zgliszczach,
tak jak ty to robisz. Mógłby się szarpać, ile wlezie… ale to poza jego
zasięgiem. Od samego początku brakowało mu tej zdolności. Sam mi to zresztą
powiedział.
– Nezumi to
wszystko powiedział…?
– Mhm, ale
wiesz co? – kontynuował Inukashi. – W tym jednym muszę mu przyznać rację. Nie twierdzę,
że jesteś jakiś wybitny, ale jedno wiem na pewno – Nezumi wcale nie jest taki
wyjątkowy. Nie tak jak ty. Więc przestań się tak zapracowywać, jasne? I serio,
odpuść sobie czekanie na tego nieszczęsnego aktorzynę. On nie wróci tylko
dlatego, że na niego czekasz.
Ach, już
rozumiem, uświadomił
sobie Shion. Nie jestem zły. Jestem zirytowany samym sobą.
Nie
pozostawało mu nic innego, jak czekać. Czuł się tak przytłoczony własną
bezsilnością, że ledwie mógł ją znieść.
A mimo to
wciąż w niego wierzył.
Nezumi nie
łamał obietnic.
Jeszcze
się spotkamy, Shion.
Nigdy nie porzuciłby
tej przysięgi.
– A właśnie,
prawie zapomniałem – powiedział Inukashi. – Chodzisz co miesiąc do tego parku, na
miejscu starego Zakładu Karnego, prawda? Następnym razem zabierz mnie ze sobą.
Przyprowadzę małego Shiona, niech się pobawi.
W rogu parku
znajdował się pomnik wzorowany na fasadzie Zakładu Karnego. Powstał, by ocalić
pamięć zarówno o tych, którzy zostali w nim uwięzieni i poświęceni, jak i o
tragedii, która rozegrała się za jego murami. Na zewnętrznej ścianie wyryto imiona
wszystkich znanych ofiar. Choć większość pochodziła ze starego Zachodniego Bloku,
pośród nich znalazły się również te należące do mieszkańców No.6.
Imię Safu
było jednym z nich. Dziewczyna, która była jego najbliższą przyjaciółką z
dzieciństwa, zginęła wraz z upadkiem Zakładu Karnego.
Shion na jej
cześć co miesiąc składał kwiaty. Te wizyty dodawały mu sił. Motywowały go - by
nie było więcej ofiar, by śmierć wszystkich, których imiona wyryto na pomniku,
w tym także Safu, nie poszła na marne - i wciąż na nowo rozmyślał nad tym, co
jeszcze może, a co powinien zrobić.
– Brzmi
dobrze – na myśl o Safu nie umiałyby powiedzieć, że jest zbyt zmęczony.
Inukashi
cmoknął w irytacji, a dźwięk odbił się echem. Kilka psów od razu zareagowało,
nastawiając uszy.
– Ej,
słuchaj. Idziemy się tam zrelaksować, kapujesz? R-E-L-A-K-S. Porobimy coś
przyjemnego, trochę się wyluzujemy, no wiesz? Jezu, gdybym dźwigał tyle co ty, już
dawno nie mógłbym się ruszyć. Pod takim
ciężarem byłbym płaski jak naleśnik. Jeśli masz zamiar tylko roztrząsać te wszystkie
skomplikowane sprawy, to ja nigdzie z tobą nie idę. To nie żadna frajda, tylko istna
męczarnia. Nawet mały Shion ma tego dosyć.
– Frajda, hm?
– No, od
czasu do czasu trzeba się zabawić – odparł Inukashi. – Na przykład możemy
urządzić sobie piknik czy coś.
– Ach, to
całkiem dobry pomysł. Może przygotuję kanapki? – Zaproponował Shion.
– Masz na
myśli te od mamy Karan? Tylko mi nie mów, że sam je zrobisz – wtedy ich nie
tknę.
– A to
szkoda. Miałem nadzieję, że sam je przygotuję – odparł Shion z uśmiechem. – W
takim razie poproszę mamę. Jeśli powiem jej, że wybieram się z tobą na piknik,
na pewno się ucieszy i chętnie jakieś zrobi.
– Jest! – wrzasnął
Inukashi. – Byłoby super! A możesz ją zapytać, czy zrobiłaby też kilka miękkich,
żeby mały Shion mógł je zjeść? I jeśli to nie za wiele, to ja chcę taką z
grubym plastrem szynki i mnóstwem jajka. Zawsze o takiej marzyłem.
– Przekażę
jej – powiedział Shion. – Pewnie przygotuje też kilka kanapek z serem i spakuje
nam jakieś owoce. Może nawet upiecze babeczki z domową konfiturą albo
marmoladą.
– Ale uczta!
Jak z bajki, aż się wzruszę. Shion, mówię zupełnie serio – pamiętaj, że
obiecałeś mi piknik – oczy Inukashiego błyszczały, a różowy język przemknął po
wargach.
– Dzięki,
Inukashi.
– Co? Za co
niby? Aaa, już wiem. Skoro przyniesiesz kanapki od mamy Karan, to ja wezmę ze
sobą wodę. Prosto ze źródła – pierwsza klasa.
Shion dobrze
wiedział, że Inukashi zaprasza go z troski - chciał mu doradzić i udzielić
wsparcia. Nie był aż tak tępy.
– Dam ci
znać, jak będę mógł wziąć dzień wolny. Musimy szybko dograć ten piknik.
– Jasne.
Pozdrów ode mnie mamę Karan. A to pani… pani… jak to się nazywało?
– Panini.
– No właśnie.
Powiedz jej, że było przepyszne.
– Tak jest –
powiedział Shion. – Przekażę też twoją prośbę o kanapkę z szynką i jajkiem.
– Jesteś
najlepszy – stwierdził Inukashi. – Serio, mógłbym ci teraz nawet szepnąć do
ucha „kocham cię”. Ba, całego bym cię wycałował, gdybyś tylko chciał. Ja i moje
psy wylizalibyśmy ci twarz do cna. Za darmo, oczywiście.
– Haha, to
hojna oferta, ale dziś raczej podziękuję – zaśmiał się Shion. – Do zobaczenia,
Inukashi.
– Do
zobaczenia. Następnym razem pozwolę ci potrzymać małego Shiona.
– Dzięki. Za
każdym razem jest tu coś, na co warto czekać. Na razie!
– Na razie. –
Inukashi pomachał mu lekko, a wszystkie psy poderwały się jednocześnie, by
odprowadzić go do wyjścia.
***
Obietnica
pikniku nadal pozostawała tylko obietnicą. Shion nie był w stanie wziąć wolnego
z powodu natłoku obowiązków, ale wyglądało na to, że jutro może mu się udać
odpocząć po raz pierwszy od bardzo dawna. Pochmurne niebo również zdawało się przejaśniać.
– Ależ z
przyjemnością! Zrobię dla Inukashi i Shiona najlepsze kanapki na świecie –
powiedziała Karan. – Ach, oczywiście mam na myśli małego Shiona. Możesz im
przekazać!
Jego matka chętnie
wzięła na siebie to zadanie. Karan darzyła Inukashi i wychowywane przez niego
dziecko wielką sympatią i zawsze o nich dopytywała. Gdyby Shion poprosił ją o
przygotowanie prowiantu na jutro, zrobiłaby to z największą radością.
A jednak…
Wpatrywał się
w okno. Jego szklana powierzchnia pokryta była kropelkami deszczu. W tafli
dostrzegł swoje blade odbicie.
Ktoś, kto
sprawnie posługuje się nożem, co?
Gdzieś tam ktoś
krążył z nożem w ręku, bez wahania pozbawiając ludzi życia. Zabójca na wolności
stanowił poważne zagrożenie. Shion nie miał zamiaru wtrącać się w sprawy Ministerstwa
Bezpieczeństwa, ale chciał przynajmniej poznać wyniki śledztwa.
Ale dlaczego
to się działo?
Ogarnęły go
wątpliwości.
Dwa lata temu,
gdy załamały się struktury bezpieczeństwa, nastąpił – na szczęście przejściowy –
okres niemal całkowitej anarchii. W tym zamęcie ludzie zatracili swoje
fundamenty – poczucie dobra i zła, poszanowanie porządku oraz zasad. Gdy kraj
pogrążył się w chaosie, serca ludzi ogarnęła niepewność. Tym samym, gdy w ich wnętrzach
znów zapanował spokój, kraj również odzyskał równowagę.
Wraz z
powrotem porządku wskaźniki przestępczości gwałtownie spadły. Nie oznaczało to
jednak jej całkowitego zaniku. Wciąż dochodziło do zabójstw, napaści,
samobójstw. Zdarzały się kradzieże, drobne zamieszki, a między dawnymi
mieszkańcami No.6 i Zachodniego Bloku często wybuchały spory.
Zgłoszony
przez Ryukę incydent był jednak wyraźnie nietypowy. Ktoś zabijał ludzi z
oczywistą premedytacją, a między ofiarami wciąż nie udało się znaleźć żadnego
powiązania. Różnice płci, miejsca zamieszkania ani wieku zdawały się nie mieć
znaczenia. Innymi słowy – były to morderstwa całkowicie przypadkowe. Ktoś uzbrojony
w śmiercionośny nóż zabijał bez ładu i składu.
A może jednak
istniało jakieś ukryte powiązanie między ofiarami?
Shion opuszkami
palców dotknął szyby ze specjalnego szkła.
Czy było coś,
co łączyło te trzy przypadki? Coś, czego Ministerstwo Bezpieczeństwa jeszcze
nie odkryło? Na ten moment należało jednak przede wszystkim zdusić
niebezpieczeństwo w zarodku. Nie mogło być kolejnych ofiar.
Po szybie
spływały krople deszczu. Dwie zlały się w jedną, nabrały prędkości, po czym
zniknęły, rozpryskując się na ramie okna.
– Nóż, hm? – mruknął
pod nosem.
Być może
dlatego, że deszczowe chmury zaczęły się przerzedzać, widok za oknem zrobił się
nieco jaśniejszy.
***
Shion ruszył
rowerem przez Park Leśny na zachód.
Letnie
wieczory zwykle wypełniał gwar ludzi spacerujących lub spieszących do domu, jednak
po burzy, gdy słońce już zaszło, na ulicach nie było nikogo poza nim. Ptaki
skryte wśród liści milczały – nie rozlegał się ani jeden trel. Latarnie paliły
się w równych odstępach, a ich światło tylko podkreślało wszędobylski mrok.
Na zachód od
parku rozciągała się mała dzielnica, znana jako Utracone Miasto.
To właśnie
tam jego matka, Karan, prowadziła niewielką piekarnię. Sprzedawała różne
rodzaje pieczywa, muffiny, bułeczki, a czasem także ciasto wiśniowe i quiche,
które kusiły klientów za szybą wystawową.
To nie był
duży sklep, więc dzienne zyski raczej nie robiły wrażenia. Mimo to wymagał on
sporo wysiłku i ciężkiej pracy fizycznej. Karan piekła codziennie, robiąc sobie
wolne tylko raz na tydzień. Nawet tamtego dnia – w dniu, w którym upadło No.6 –
piekła chleb, układała go w gablocie i rozdawała ludziom.
— Twoja matka
to niesamowita kobieta — wyszeptał Nezumi, a jego słowa pełne podziwu zmieszały
się z zapachem świeżo upieczonego
chleba. Shion pamiętał to dokładnie, czuł się wtedy, jakby przez chwilę unosił
się w powietrzu.
Siedem dni
później Nezumi go opuścił i zniknął.
Ich pierwsze
spotkanie było przypadkowe, ale rozstaniu towarzyszyły słowa obietnicy.
Jeszcze
się spotkamy Shion.
Obietnicy,
która wciąż jeszcze czekała na spełnienie.
Po burzy
silne podmuchy wiatru jeszcze przez jakiś czas przetaczały się przez miasto. Shion
minął park i dotarł do Utraconego Miasta.
Brukowana droga lśniła od deszczu tak, że najciemniejsze zakamarki chodników zdawały
się rozjaśniać. Wystarczyło skręcić z głównej ulicy, wspiąć się niewielką ścieżką
pod górę – i byłby w domu.
Chwila... Może najpierw powinien kupić szynkę i
jajka. I coś dla małego Shiona – jakieś owoce, które mógłby zjeść.
Ta myśl
przyszła do niego nagle. U podnóża wzgórza mieścił się mały sklep spożywczy – jego
asortyment nie powalał, ale co do jakości nie było żadnych wątpliwości.
Szynka,
jajka, owoce. Kupi je i wróci do domu.
Zwolnił rower
– i w tej samej chwili przeszył go dreszcz.
W uszach
zadźwięczał mu alarm.
Niebezpieczeństwo,
niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo.
Nacisnął
hamulec. Przednie koło wpadło na coś z impetem, rower szarpnął i gwałtownie uniósł
się w powietrze.
– Cholera! – Stracił równowagę i runął na
asfalt, a rower z hukiem upadł tuż za nim. Na szczęście zdążył zwolnić na tyle,
by zamortyzować uderzenie. Mimo to jego ciało przeszył chwilowy paraliż. – Auu…
Nie wracając
uwagi na ból, natychmiast się podniósł. Syreny w jego głowie nie milkły.
Niebezpieczeństwo,
niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo.
Zdolność
wyczuwania zagrożenia, umiejętność natychmiastowej reakcji – te instynkty
wykształcił u boku Nezumiego. W realnej walce były więcej niż wystarczające.
Uciekać? Nie
tak prędko. To nie czas na panikę.
Shion wstał i
ostrożnie zrobił krok naprzód.
Co to było
przed chwilą?
To nie tak,
że wpadł w poślizg z powodu gwałtownego
hamowania. Przednie koło zablokowało się nagle, jakby zostało zatrzymane. Przeszkoda?
Co mogło leżeć na środku drogi?
Tuż przed
upadkiem zauważył coś czarnego przecinającego snop światła z lampki roweru.
Shion sięgnął
do kieszeni po latarkę i oświetlił rower.
Wstrzymał
oddech. Na wysokości kolan dostrzegł czarną linię.
To był
stalowy drut. O niego zahaczył – nic dziwnego, że się przewrócił.
Nic dziwnego?
A właśnie że bardzo. Stalowy drut przeciągnięty przez środek drogi — to nie
było normalne. Dobrze, że nie rzucił się do ucieczki. Gdyby pobiegł, pewnie
zaplątałby się w linkę i upadł, a tym
razem mógłby nie mieć tyle szczęścia.
Zadrżał.
Kto to zrobił
i dlaczego?
Droga była
wąska, przeznaczona tylko dla pieszych i rowerzystów. Łączyła zachodnie wejście
do parku z główną ulicą. Chodziło tamtędy sporo osób, paliły się latarnie. Ale
że była to trasa dłuższa, Shion zawsze korzystał z pobliskiej bocznej alejki.
Właśnie tam
ktoś rozpiął żyłkę – idealnie na wysokości kół roweru.
To nie był
głupi żart. Nie, to z pewnością nie był żart. To była… pułapka.
Uciekaj,
Shion. Wynoś się stąd, natychmiast!
Głos donioślejszy
niż wszystkie alarmy wyraźnie zabrzmiał w jego głowie.
Głos, który
niezliczoną ilość razy wyciągał go z opresji, niejednokrotnie wyrywając z objęć
samej śmierci.
Biegnij. Szybko!
Shion zacisnął
dłoń na latarce i rzucił się do biegu.
Nie zdążył –
coś z całej siły pociągnęło go od tyłu, a jego ciałem wstrząsnęła lodowata
świadomość.
To była żądza
mordu.
Shion zachwiał
się i odskoczył w bok.
– Ach! – Ból
przeszył go od nasady ramienia. Ale bardziej niż ból czuł gorąco. Paliło go.
Potknął się o
własne nogi, a plecami uderzył w ścianę. Należała do budynku, który niegdyś był
restauracją prowadzoną przez starsze małżeństwo. Nawet po tym, jak chaos
ucichł, nie wrócili, a miejsce pozostało opuszczone. Oznaczało to, że bez
względu na to, ile hałasu zrobi, i tak nikt go nie usłyszy.
– Auć… — Dotknął ramienia drugą ręką. Poczuł
zapach krwi. Jego dłoń była wilgotna i śliska.
– No proszę, ale jesteś zwinny – odezwał się
przytłumiony głos. Coś się poruszyło w mroku.
Nie „coś”. Był
to człowiek, ubrany całkowicie na czarno. Mężczyzna, sądząc po sylwetce. Miał szerokie
ramiona, a jego twarz częściowo zakrywała czarna maska. W prawej dłoni trzymał
nóż. Nawet w ciemności ostrze błysnęło groźnie w oczach Shiona.
Był to
obosieczny sztylet, typowy do walki wręcz.
– Kto by pomyślał, że uda ci się uniknąć ciosu.
Brawo, panie przewodniczący – zakpił.
Nie było
czasu, aby zapytać, kim on do diabła jest. Nóż poszybował po skosie – celował prosto w gardło. Shion padł na ziemię
w ułamku sekundy; ostrze przeleciało tuż nad jego głową, wydając ostre świst – odgłos
przecinanego powietrza.
– Co…? — mężczyzna wydobył z siebie zdławiony odgłos.
Najwyraźniej nie spodziewał się, że Shion w ogóle zdoła uniknąć ciosu.
Za wolny.
W porównaniu
do Nezumiego, jego ruchy były wyraźnie spóźnione. Shion widział okazje do obrony
lub ataku absolutnie wszędzie.
Nie
lekceważ mnie. Nie uciekłem z paszczy śmierci po to, by dać się zabić tutaj.
Shion
poderwał się i z całej siły kopnął mężczyznę w nadgarstek. Nóż wystrzelił w
powietrze i z brzękiem upadł na zalaną deszczem ulicę. Shion zerwał się na
równe nogi i rzucił do ucieczki. Jeśli tylko zdoła przebić się przez ten
zaułek, może jakoś z tego wyjdzie.
– Cholera – nagle
coś go podcięło. Poleciał do przodu. Jakimś cudem utrzymał się na nogach, ale zupełnie stracił równowagę i znów uderzył
ciałem o mur.
Druga żyłka.
– Byłeś
naprawdę niezłą zwierzyną, ale… zabawa się skończyła.
Cień zbliżył
się do niego.
Ostrze spadło.
W takiej chwili?! Jak tu wytrwać do następnego rozdziału?
OdpowiedzUsuńBtw czytając ten rozdział miałam łzy wzruszenia od momentu pojawienia się Inukashi. Zbyt łatwo wzrusza mnie fakt, że mamy nowe rozdziały i powrót starych bohaterów ;3
No i zastanawia mnie kto to zapolowal na Shiona...
Pozdrawiam:D
Również ciepło pozdrawiam! Ja też wielokrotnie się wzruszam, najchętniej bym ich wszystkich wyściskała! Pani Asano naprawdę postanowiła trzymać nas w napięciu. (//▽//)
UsuńSuper tłumaczenie! Doceniam pracę :).
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję, że czytasz! I bardzo doceniam komentarz ♡ Przepraszam, że pojawił się tak późno, nie wiedzieliśmy, że są problemy z wyświetlaniem.
Usuń